"Nie płacz w liście
nie pisz, że los Ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
Kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
Odetchnij, popatrz
Spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij, że jesteś, kiedy mówisz, że kochasz"

ks. Jan Twardowski


















środa, 30 marca 2011

Duchowe wsparcie...

Kościół był wypełniony po brzegi. Wszyscy radośnie śpiewali kolędy. Piękna polska atmosfera... Zostaliśmy po  Mszy by porozmawiać z księdzem. Bardzo nam współczuł. Zaproponował, że przyjdzie do Asi się pomodlić. W innym Kościele, do którego chodzilśmy codziennie w południe, odprawiono w Asi intencji Mszę Św. Pamiętam, jak ludzie czasami podchodzili do nas i zapewniali o pamięci. Jedna starsza pani podarowała Asi szkaplerz, do tej pory wisi nad jej łóżeczkiem.
Wspierali modlitwą nas nie tylko katolicy, ale też liczni nasi przyjaciele protestanci, muzułmanie i hindusi. Bardzo za to dziękujemy...


http://www.stmary-on-the-quay.com/

http://polskikosciolwbristolu.co.uk/



poniedziałek, 28 marca 2011

Przyjaźń...

26 grudnia, Świętego Szczepana. Gdy wróciliśmy do szpitala, Asia leżała w innym pokoju. "Jedyneczka" na końcu szpitala. Pokoik był bardzo ładny, z łóżeczkiem dla Asi, łóżkiem dla rodzica, stolikiem, krzesłami, telewizorem i własną łazienką. Miło i intymnie. Tego dnia odwiedzili nas nasi najlepsi przyjaciele, z którymi mieliśmy spędzić święta. Mery i Przemo przyjechali specjalnie aż z Londynu. Tak dobrze było spotkać się z nimi, pogadać, razem zjeść obiad i kolację. Podczas ich wizyty Asia miała kolejny atak. Tym razem inny. Zaciskała i otwierała prawą dłoń. W związku z tym incydentem przewieziono ją do podobnego pokoiku zaraz obok dyżurki (recepcji) pielęgniarek, by mogły ją mieć cały czas na oku. Wieczorem poszliśmy do kościoła...ale nie było już Mszy Św. Wierząc, że liczą się intencje, udaliśmy się na inną ucztę do cypryjskiej knajpki. Oj tak dobrze było się oderwać od szpitalnych korytarzy...przyjaciele to bezcenny dar. Niestety wkrótce musieli wyruszyć w trasę do Londynu a rano do Polski...ale o prezentach nie zapomnieli... Takie chwile normalności pozwalały na zebranie się w sobie i na dalsze walczenie, a właściwie to czekanie... Trochę silniejsi wróciliśmy do szpitala, by zaraz z niego wyjść. Pielęgniarka zdobyła dla nas informacje o polskiej parafii w Bristolu, więc zdecydowaliśmy się tam udać.Właśnie rozpoczynała się Msza Św...

niedziela, 27 marca 2011

Chwila na oddech...

Gdy tak łzy spływały nam do obiadu, do sali weszli nasi goście. Marcin i Justyna, specjalnie w ten dzień przyjechali aż z Exeter. Justyna była rozdygotana widząc Asię i nas.
Przywieźli nam dobre, polskie, świateczne jedzenie, pierwsze, które od kilku dni zaczęłliśmy przełykać z jakąś tam przyjemnoscią. Zdecydowaliśmy się wrócić z nimi do Exeter, by rano wrócić do Asi. Długość podróży skróciłam odmawianiem różańca. Mieszkanie był takie bez życia. Na szczęście przyjechali kolejni nasi znajomi z przepysznymi  wigilijnymi potrawami. To było takie miłe z ich strony.
Sen we własnym łóżku przyniósł ukojenie... do momentu przebudzenia. Potem wszystko powróciło, a my wróciliśmy do Bristolu. Ta krótka wizyta pozwoliła nam na głęboki wdech...

sobota, 26 marca 2011

Cios za ciosem...

Pamiętam, jak bardzo się cieszyłam, gdy Asia w końcu otworzyła oczy. Pamiętam też, ten ból, gdy się okazało, że nie widzi, nie słyszy, nie kontroluje ruchów z prawej strony a lewą częścią ciała w ogóle nie porusza oraz nie reaguje na nas.
Jeszcze trzy dni wcześniej była radosną, uroczą rozkochującą w sobie cały świat osóbką, a teraz...?
Przyszedł neurolog. Zaczął nam wyjaśniać stan Asi, tłumaczył każde zdjęcie z rezonansu magnetycznego.
STAN ZAPALNY PRAWEJ PÓŁKULI MÓZGOWEJ.
Nogi ugięły się pode mną. Słyszałam tylko o jednym takim przypadku. Danielku, braciszku naszej znajomej. Zmarł dokładnie wtedy, kiedy Asi się to przytrafiło, ale dzielnie walczył kilka lat.
Ale jak, skąd? Co spowodowało zapalenie? Tego nikt nie wiedział. Pierwsza i wstępna diagnoza: padaczka Rasmussena i zapalenie mózgu Rasmussena "(ang. Rasmussen's encephalitis, chronic focal encephalitis, CFE) – rzadki typ ogniskowego zapalenia mózgu o niewyjaśnionej etiologii. Na obraz kliniczny choroby składają się drgawki kloniczno-toniczne albo napady złożone częściowe i padaczka częściowa ciągła oraz postępujące porażenie połowicze (zwłaszcza u dzieci i młodzieży)[1]. U części pacjentów wykryto przeciwciała skierowane przeciwko receptorom glutaminianowym typu 3 (GluR3)." Wikipedia
Rokowania??? Ciężko było mówić o tym lekarzom, gdyż nie było to jeszcze potwierdzone, a poza tym zarówno w ich doświadczeniu jak i literaturze było niewiele takich przypadków. Na podstawie literatury: 1/3 wyzdrowiała, 1/3 umarła a 1/3 jest pomiędzy...czyli nie umarła, ale też nie wyzdrowiała.
Kolejny cios...
Boże Narodzenie. Jeszcze rankiem cieszyłam się z przebudzenia Asi, a teraz, po południu, nie byłam w stanie przełknąć ani kęsa z uroczystego Bożonarodzeniowego obiadu.
Lekarze szukali odpowiedzi... Czekaliśmy na wyniki badań wirusologicznych. Pobrano krew do kolejnych badań, genetycznych i metabolicznych.
Pielęgniarki z czułością mnie przytulały, widziałam jak spogladając na nas, same ukradkiem ocierały łzy. Tyle dobroci doznaliśmy tego dnia od innych, obcych nam osób. A to dopiero był poczatek.

piątek, 25 marca 2011

Kiedy każda komórka twojego ciała wykrzykuje modlitwę...

Nasz nowy oddział "General Medicine Ward 33" znajdował się zaraz obok dziecięcego oddziału onkologicznego. Asię położono na dużej sali z kilkoma łóżkami. Nadal spała. Dużo za długo.
Była Wigilia. Pielęgniarka zarezerwowała dla nas Bożonarodzeniowy obiad. Przychodziła co jakiś czas monitorowac stan Asi. A tak poza tym, to byliśmy sami, w obcym miejscu, wśród obcych ludzi, ze śpiacą córeczką, której nie wiadomo co było. Dzwoniła rodzina i przyjaciele. Wszyscy się modlili. Ciężko było rozmawiać płacząc. To był dziwny stan. Dosłownie czuło sie jak każda komórka ciała krzyczy modlitwę. Cierpienie i bezradność w swej najbardzej skrajnej wersji...
Zamiast Wieczerzy Wigilijnej - kanapki z tuńczykiem w Subway'u. Prezenty? Jedyne jakie pamiętam to jakieś głębokie przeświadczenie, że w Boże Narodzenie to Asia już musi się obudzić oraz rozmowa telefoniczna z przyjacielem - Ojcem Wojtkiem - wspólne szlochanie i zapewnienie o modlitwie i pamięci w czasie Pasterki.
W nocy Asia dziwnie zaczęła się poruszać. Lekarka uznała to za atak więc podała leki zwiotczające mięśnie. Rano w łóżeczku Asi znalazłam kilka prezentów od Św. Mikołaja. Taka miła niespodzianka od pielęgniarek, choć one się do tego nie przyznawały...
Wkrótce na oddziale pojawił się "kolejny" Mikołaj. Gdy przyszedł do naszej sali, Asia zaczęła się wybudzać. Otworzyła oczy i się wierciła. Mikołaj zostawił Asi kolejne prezenty (bawi się nimi do tej pory). Dla nas też. PRZEBUDZENIE Asi...

wtorek, 22 marca 2011

Badania

Rano na oddziale, gdzie leżała Asia, spotkaliśmy lekarkę, która jechała z nią w karetce. Nie wiem ile godzin była na nogach, ale pomimo zmęczenia, dawała z siebie przynajmniej 100%. Asia nadal spała... miała gorączkę. Pobrano od niej płyn mózgowo-rdzeniowy do badań i robiono kolejne EEG. Płyn był czysty, więc wyłączono antybiotyk. Teraz czekaliśmy na wyniki badań wirusologicznych. Tego dnia przy Asi dyżur miała młoda pielegniarka z Glasgow. Musieliśmy trochę "naciągać uszy", by ją zrozumieć. To ona przypominała nam o odpoczynku i jedzeniu.
Wyczerpywała nam się bateria w telefonie, więc poszliśmy poszukać sklepu z akcesoriami telefonicznymi. Na zewnątrz życie toczyło się jak zawsze... zakupy, zakupy, zakupy, jak to zwykle przed Świętami. No tak, Święta... a my w obcym miejscu, w tym co mieliśmy na sobie dzień wcześniej, z wielkim bólem w sercu...
Jak spoglądam teraz do kalendarza, to trochę nie mogę się połapać... Nie pamiętam, co robiłam...za dużo o jeden dzień. Ktoś przypomniał nam, że w Święta będzie kiepsko z komunikacją, i jak chcemy wrócić do Exeter to musimy już teraz o tym pomyśleć (chyba była to niedziela) no tak, nasze auto zostało na parkingu przed szpitalem w Exeter. Postanowiliśmy zostać, w każdym momencie Asia mogła się obudzić, więc wybraliśmy się na zakupy, były potrzebne nam jakieś kosmetyki, świeże ubrania i coś do jedzenia...
Wigilia zamiast zacząć się od przygotowywania potraw Świątecznych i ubierania choinki, przywitała nas kolejnym rankiem na intensywnej terapii. Asia spała nadal. Tego dnia lekarka miała jej poprawić rurkę z respiratora,  ale gdy to robiła, okazało się, że Asia bez problemu sama oddycha. Bardzo się ucieszyliśmy z tego. Nadal miała podwyższoną temperaturę, ale pielęgniarki zdecydowały, że mogę ją wziąć w ramiona i poprzytulać ile tylko zechcę. Zrobiono Asi rezonans magnetyczny, więc czekaliśmy na opinię neurologa. Powiedziano nam, że jak się obudzi, to prawdopodobnie wrócimy do Exeter i na Boże Narodzenie będziemy jużw domu. W międzyczasie, gdy byliśmy na lunchu, Asię przewieziono na inny oddział. Miała tam spędzić prawie miesiąc...
http://www.uhbristol.nhs.uk/your-hospitals/bristol-royal-hospital-for-children/your-care-teams/ward33.html

p.s. Kilka dni później dowiedzieliśmy się, że na tym samym oddziale w izolatce nasi rodacy, czekali na śmierć swojego 3-miesięcznego, nieuleczalnie chorego dzieciątka...

Intensive Care Unit in Bristol

EEG przeprowadzono w innej części szpitala. To, co mi się podoba w angielskich szpitalach, to to, że człowiek nie błąka się szukając właściwych drzwi, tylko jest pod nie zaprowadzany. Asi podobało się tam, głównie ze względu na zabawki, których nie znała. W czasie badania zasnęła, co było do niej nie podobne. Gdy wróciłyśmy na oddział do naszego pokoju, zjadła "cyca" i znowu zasnęła. Troszkę było to dziwne, bo przespała się w czasie EEG, ale Olo mówił, że w nocy się budziła, więc może stąd ta potrzeba. Czekałam na informacje o naszym wyjściu. Było po 17tej, więc Olo był już w pracy. Nagle Asia krzyknęła i dostała kolejnego ataku. Nie chcąc gonić po korytarzu w poszukiwaniu pomocy, po prostu wcisnęłam guzik alarmowy. Zbiegli sie wszyscy lekarze. Nie było wysokiej temperatury, więc nie były to drgawki gorączkowe.Zapis EEG prawidłowy.  Podano diazepam i tlen. Czekaliśmy... Nic nie pomogło. Zapytano mnie czy chcę poćwiczyć podawanie tego leku, bo muszą dać drugą dawkę. Byłam zbyt roztrzęsiona i ledwo przez łzy widziałam, więc zrobił to lekarz. Czekaliśmy... bez zmian. Nie pamiętam ile czau minęło, ale jakieś 40 min. na pewno. Przewieziono Asię na inną salę by monitorować ciśnienie, tętno, temperaturę. Siedziałam z boku i patrzyłam jak moje dziecko "drży".  Co chwilę o coś mnie pytano... Z tego wszystkiego pamietam tylko pielęgniarkę, która przyniosła mi słodkie ciasteczka i kazała zjeść. A ja, choć nie byłam głodna, posłusznie zjadłam. Przyszedł neurolog, sprawdzał wyniki badań. Zapytał czy chcę zadzwonic do męża. Poprosiłam by on to zrobił. Na komórkę się nie dało, gdyż w pracy nie mogą mieć przy sobie telefonu, a do pracy nie miałam. Nie był to problem dla nich. Powiedziałam, że mąż jest farmaceutą w Bootsie, więc sami znaleźli numer i przekazali Olowi, że Asia ma kolejny atak. Olo odebrał to jako informację, że zostaniemy znowu na noc w szpitalu. Nie wiedział, że lekarze ataku jeszcze nie opanowali. Na oddziale intensywnej terapii zaczęto się przygotowywać do przyjęcia Asi. Musiałam czekać w pokoju przed oddziałem, nie chcieli bym patrzyła na to, co będą Asi robić. Było ok.22ej. Zadzwoniono do Ola drugi raz i przekazano, że przewieźli Asię na intensywną terapię. Czekałam na niego. Jak tylko przyjechał poproszono nas na odział. Znieruchomiałam i zaniemówiłam jak zobaczyłam Asię z tymi wszystkimi rurkami przy twarzy. Zaczęto nas informować co się stało i dlaczego musieli Asię intubować i wprowadzić w stan śpiączki farmakologicznej. Nie poznawałam własnego dziecka. Siedzieliśmy w pokoju i płakali. Zdecydowano przewieźć Asię do specjalistycznego szpitala dziecięcego w Bristolu, gdzie mogli jej zapewnić najlepszą opiekę. Czekaliśmy na ambulans z Bristolu. W międzyczasie przyszedł neurolog, by wytłumaczyć nam co się dzieje. EPILEPSJA - oboje ze studiów wiedzieliśmy, co to jest i co oznacza. Byliśmy przerażeni. Nikt w rodzinie nie miał padaczaki, skąd się to cholerstwo wzięło?
Przyjechała ekipa z Bristolu. Wytłumaczyli nam jak transport będzie wyglądał, żebyśmy się nie martwili, że będą się strali zapewnić Asi maksimum bezpieczeństwa. Asia pojechała w dużej karetce z lekarzami, a my w małej, tylko z kierowcą. Kierowca zaproponował byśmy się przespali, ale to chyba było nie możliwe, nie pamiętam. Na miejsce dojechaliśmy pierwsi. Przed wejściem na oddział Intensywnej Terapii czekaliśmy z drugimi rodzicami (ich malutki synek miał problemy z sercem). Na oddziale zaczęto badania. Każde dziecko miało przypisaną jedną pielęgniarkę, która non stop obserwowała monitory i co 15 min. notowała wyniki. Troszczyły się nie tylko o dzieci, ale i o rodziców, pilnujac by ci jedli i spali. Dano nam pokoik, byśmy mogli odpocząć. Nie chciałam się obudzić, a właściwie to chciałam, by to wszystko okazało się tylko złym snem. Ale niestety obudziłam się w tym małym, szpitalnym pokoiku...


piątek, 18 marca 2011

Emergency!!!

Był 20ty grudnia, nie miałam już angielskiego, więc planowaliśmy wybrać się na zakupy przedświąteczne. Olo jeszcze spał, a Asia bawiła się w łóżeczku. Do sypialni przywował mnie jej krótki krzyk. Zobaczyłam ją w drgawkach, takich samych jak te wcześniejsze. Olo dzień wcześniej wrócił z pracy z goraczką, więc gdy on dzwonił po karetkę, ja sprawdzałam Asi temperaturę. 37,6 to nie wiele, więc skąd te drgawki. Pogotowie pojawiło się w ciągu 5 minut. Podali jej diazepam ("organiczny związek chemiczny, lek psychotropowy z grupy pochodnych benzo-1,4-diazepiny. Został zsyntetyzowany w 1959 roku przez absolwenta Uniwersytetu Jagiellońskiego Leona Henryka Sternbacha, natomiast wprowadzony do lecznictwa w 1963 roku pod nazwą handlową Valium przez koncern farmaceutyczny Hoffman-La Roche. Wykazuje działanie uspokajające, przeciwlękowe, przeciwdrgawkowe, rozluźniające mięśnie i ułatwia zasypianie." Wikipedia).
Pojechałam z nimi karetką, a Olo został, by spakować najważniejsze rzeczy. Drgawki ustąpiły w trakcie jazdy do szpitala. Tym razem trwały ok. 20 minut, więc dużo krócej niż poprzednio. Od razu wezwano lekarzy, którzy badali Asię wcześniej. Jak tylko zaczęła się przebudzać, przewieziono nas na znany nam oddział dziecięcy Bramble. Zaczęły się badania. Musieli jej pobrać trochę więcej krwi. Dr Mark, był bardzo delikatny, zagadywał ją, rozśmieszał, a nawet śpiewał kolędy - co było bardzo miłe. Zatrzymano nas na noc, na obserwację, tym razem został Olo. Ja pojechałam do domu, ale tam było tak pusto i cicho... źle mi było samej bez nich.
Po tym epizodzie Asia wóciła do siebie. Znów była wesoła i rozbrykana jak zawsze. Po nocce w szpitalu, Olo pojechał do pracy, a ja byłam z Asią. Czekałam na decyzję, o której nas wypuszczą do domu i zaczęłam organizować transport, bo Olo niestety tego dnia pracował do północy.

Na oddziale mają konie na biegunach, ale  takie inne niż te znane nam wcześniej. Asia je uwielbiała. Nie chciała z nich zejść, tak się jej podobało. Wspominam je dlatego, że i mi i Olowi utknęły w pamięci - konie na biegunach z oddziału Bramble...
Jeszcze tylko EEG i wieczorem wychodzimy...

Asiu, będziesz miała braciszka lub siostrzyczkę!!!

W końcu na początku grudnia 2007 roku okazało się, że spodziewamy się kolejnego maleństwa. Bardzo się cieszyliśmy, bo chcieliśmy, aby Asia miała obok  siebie kogoś w swoim wieku, na kogo mogłaby zawsze liczyć. Oczywiście Asia przyjęła tę wiadomość jak każdą inną, czyli z radością, ale chyba niewiele z tego zrozumiała. Na razie nie dzieliliśmy się tym z nikim, było za wcześnie, chcieliśmy poczekać, choć troszkę...

wtorek, 15 marca 2011

"Samo się płacze..."

Gdy to oglądam... "samo się płacze", bo te sceny przypominają mi to, co się wydarzyło. To są jedne z ostatnich nagrań z Asią w roli głównej, kolejne będą się różniły bardzo.


pobudka z tatusiem...


przerwa na chrupki


codzienne zabawy



z ukochaną ciocią Gabi

Powrót i przygotowania do Bożego Narodzenia

W szpitalu nie było źle, to tylko jedna noc... Wszyscy byli mili... Jednak w domu jest najlepiej. Wszystko wróciło do normy i na następny dzień, jak co roku 6-go grudnia, odwiedził nas Św. Mikołaj. Rankiem Asia znalazła w łóżeczku nową zabawkę i dzięki temu pozwoliła rodzicom troszkę dłużej pospać. Przeziębienie zdawało się przechodzić, więc Asia mogła wrócić do swoich lekcji pływania. Od kiedy Olo pracował na wieczorną zmianę, prawie cały dzień spędzał razem z nami. Jeździliśmy wtedy nad morze lub do Parku Dartmoor, odwiedzaliśmy Dylana na jego farmie a w grudniu obserwowaliśmy zakupowe szaleństwo wśród Brytyjczyków, którzy z tej okazji dostawali pół dnia wolnego w pracy. Nam pozostało tylko znalezienie choinki, a nie było to łatwe, gdyż wiekszość została wyprzedana przed rozpoczęciem Adwentu. Ale w końcu udało się!

wspólne otwieranie prezentów od Św. Mikołaja

 

środa, 9 marca 2011

To nie było zwykłe przeziębienie...

Myślę, że Środa Popielcowa to dobry dzień na pisanie o tym feralnym wtorku. 4 grudnia to Barbórka, w naszej rodzinie hucznie obchodzona... Dwóch górników i Barbara to wystarczający powód. Do tego dołączył Marcinek - siostrzeniec Ola, tego dnia obchodził pierwsze urodziny... Moim przekleństwem jest pamiętanie dat... I dzień ten zapamiętam jako ten, od którego wszystko było inne.
Szykowałam się do wyjścia z domu. Czekałam na Gabi, która zazwyczaj podrzucała mnie do centrum miasta, w okolice Colleage'u, gdzie miałam lekcje angielskiego. Olo jeszcze spał, a Asia bawiła się w łóżeczku. Weszłam po coś do sypalni i zauważyłam, że Asia się dziwnie porusza. Nie było z nią kontaktu... Jej policzek co chwilkę wykrzywiał się do uśmiechu, właściwie to pół twarzy tak się zachowywało, również rączka co jakiś czas się zamykała i otwierała. Zebraliśmy się i pojechali do szpitala. W trakcie jazdy nagle Asia zwymiotowała i "powróciła", znowu była sobą. W szpitalu najpierw zrobiła z nami wywiad pielegniarka, potem Asię zbadał lekarz na ratownictwie. Atak trwał aż 45 minut, więc czekaliśmy na pediatrę. Przyszedł młody, przystojny doktor, Mark Newyear - pamiętam go dokładnie, gdyż później często przyszło nam się spotykać, niestety. Przebadał Asię, pobrał krew, wypytał szczegółowo o wszystko, co mogłoby być istotne. Przypadek był na tyle rzadki, że wezwano konsultanta pediatrii (najlepszego pediatrę w szpitalu). Doktor Andrew Collinson nie odkrył nic nowego, starał się postawić trafną diagnozę - nietypowe drgawki gorączkowe - nietypowe bo Asi amiała tylko 37,6. Wszystko nam wytłumaczył, uspokoił i zostawił na noc w szpitalu na obserwację. Z Asią było już wszystko w porządku, lekki katarek i tyle, więc po południu byłyśmy już w domu. Po tej wizycie w szpitalu pozostał nam śliniaczek od chłopaków z Exeter FC, którzy odwiedzali przed świętami chore dzieci i zostawiali im drobne prezenty. Pamiętam jak któryś z nich życzył Asi by na święta była juz w domu. Pomyślałam sobie wtedy, że jasne, że będziemy, przecież jutro wychodzimy. Myliłam się, bardzo...

piątek, 4 marca 2011

Ostatnie zdjęcie zanim...

Dla rodziców ich własne dziecko zawsze jest najpiękniejsze (bo miłość upiększa), ale Asia podniosła poprzeczkę bardzo wysoko. Pogoda jej ducha i coś tam w środku, sprawiły, że ludzie mówili: "Piękna, to za mało powiedziane..." Kiedy w końcu dotarło do nas jak bardzo ją kochamy (aż dziwiliśmy się, że można kogoś obdarzyć takim uczuciem), Asia miała już jakieś 10 miesięcy. Po wojskowym czołganiu, zaczęła bardzo szybko raczkować aż w końcu odkryła, że może przytrzymując się stanąć na własnych nóżkach. Te nowe, niepewne ruchy wyglądały bardzo zabawnie.
Teraz, gdy to wspominam, zastanawiam się, czy to wszystko działo się na prawdę. Zdjęcia przypominają mi, że TAK. Zwłaszcza to jedno... Zrobione w sobotę, dwa dni przed wtorkiem. Dziwne, że tak dobrze to pamiętam.

środa, 2 marca 2011

Little Swimmers

Jesienią Asia zaczęła kurs pływania. Trochę za późno, bo już zbyt wiele rozumiała z tego, co się dzieje. Ale przecież lepiej późno niż wcale. W soboty wraz z innymi dziećmi uczyła się nurkować. Nie za bardzo jej się podobało pływanie pod wodą, ale dawała radę. Poza tym pluskanie sprawiało jej taką przyjemność.  Więc co tydzień wciskaliśmy ją w pampersa do pływania, na to zakładalismy specjalne majtki (tzw. podwójna ochrona) i sruuuuuuuuuu do wody. To był piękny widok jak płynie pod wodą i wypływa na jej powierzchnię. Niestety Anglicy nie przejmują się przeziębieniami swoich dzieci i Asia na basenie podłapała grypę od kolegi... To było pierwsze jej przeziębienie.













Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...