"Nie płacz w liście
nie pisz, że los Ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
Kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
Odetchnij, popatrz
Spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij, że jesteś, kiedy mówisz, że kochasz"

ks. Jan Twardowski


















środa, 27 czerwca 2012

Dzień Asi w szkole - Terapia wzroku

Mało kto jest w stanie zauważyć, że Asia ma jakieś problemy ze wzrokiem. A jednak ma... choć nastąpiła duża poprawa. Jak już wcześniejszych postach pisałam, Asia po chorobie nie widziała niczego. Nawet jeśli bardzo mocno zaciśniecie oczy, będziecie wiedzieć gdzie jest źródło światła, np okno, chyba, że będziecie się znajdować w bardzo ciemnym pomieszczeniu. Z tym widzeniem-niewidzeniem, to też było tak, że może i ona widziała, ale mózg tego w ogóle nie przetwarzał więc nie było reakcji. W tamtym czasie była to dla nas najstraszniejsza rzecz i chcielibyśmy, aby przynajmniej wzrok odzyskała. Terapeuci pokazali, co mamy robić, jak ćwiczyć i jak często - było to wyczerpujące psychicznie, ale... w końcu po trzech miesiącach pojawiła się reakcja na słońce, potem na czerwone światło w ciemnym pomieszczeniu (ćwiczyliśmy nawet w kąpieli - Asia siedziała w swoim przeźroczystym wiaderku, a ja je podświetlałam i nagle zaczęła zwracać głowę w stronę światła, poza tym uwielbiała swoją migającą kaczuszkę) a potem pojawiła się reakcja na czarno-białe kontrasty. Zaczęliśmy ją bombardować stymulacją i krok po kroczku zaczynała widzieć, ale dopiero po pół roku zareagowała radością na nasz widok. Potem było już lepiej i lepiej...
Po delfinoterapii Asia zaczęła spoglądać w oczy osobom nieznajomym (wcześniej nie patrzyła na nich i nie zwracała uwagi), mało tego, reaguje z uśmiechem i zainteresowaniem, chwilowym, ale zawsze jest to jakaś ciekawość. Uwielbia patrzeć nam w oczy, zwłaszcza z bliska, czasem gdy siedzi mi na kolanach, a ja nie patrzę na nią, swoją rączką odwraca moją twarz bym patrzyła jej prosto w oczy. Zaczęła też patrzeć "w dół" gdy schodzi po schodach, i choć nadal schodząc z nich najpierw wyczuwa wszystko stopą, to jednak patrzy. 
Gdy je przy małym stoliku i coś jej spadnie, podnosi to... i w ogóle jak coś spada, patrzy na ten ruch. Zaczęła skupiać wzrok na telewizorze, zwłaszcza na bajkach, choć nadal najbardziej lubi końcowe litery, które poruszając się wywołują w niej duże zainteresowanie, a ostatnio zdarzyło jej się również łapać (w czasie meczu) goniące po całym telewizorze małe punkty...
Niestety nadal nie lubi książek, czyli obrazu 2D oraz nadal jej lewe pole widzenia jest węższe, przez co czasem wchodzi na drzwi lub ścianę, ale to chyba bardziej przez nieuwagę.

Nadal czekamy na terapeutów od wzroku... tu się na wszystko czeka... A czekamy, by nam powiedzieli, co możemy jeszcze zrobić dla Asi wzroku, a właściwie dla polepszenia pracy jej mózgu, zwłaszcza w polu widzenia. W szkole oczywiście nie próżnują, robią to, co podpowiada im intuicja. Mają sale do stymulacji wzroku, salę białą i ciemną z różnymi lampami. Asia zawsze jest tam szczęśliwa...




poniedziałek, 25 czerwca 2012

Dzień Ola, czyli dzień najlepszego taty

U nas też świętowaliśmy Dzień Ojca... i choć ten angielski wypadał kilka dni wcześniej, to jednak woleliśmy po polsku. Oczywiście jak powiedziałam Hani, że dziś jest dzień tatusia, to zaprotestowała, mówiąc, że to jej dzień... W końcu ustaliliśmy, że jej dzień będzie jak wrócimy z delfinków i zgodziła się oddać ten jeden tatusiowi. 
Hania, to dusza artystki... maluje jak chce, tańczy jak chce i śpiewa jak chce... i się denerwuje, jak próbuję coś tam poprawiać i czy ją pouczać. Pani z przedszkola potwierdziła to ostatnio - Hania zazwyczaj wybiera zajęcia kreatywne i prawie codziennie przynosi do domu nowe dzieła.

Tym razem z równie wielką pasją, co zawsze zabrała się do tworzenia laurki - zastanawiałam się, czy starczy jej weny i zapału, by skończyć...
Udało się, ale w czasie jej tworzenia dowiedziałam się, że w tych sprawach już nie ja mam rację... bo  PANI powiedziała, że tak się przykleja a tak się trzyma pisaczek... hm, mój wpływ staje się ograniczony i muszę się do tego przyzwyczajać. Chyba ponownie sięgnę do "Wpływu społecznego" Cialdiniego...

Wracając do laurki... podsunęłam pomysł, zrobiłam szkic serduszka i pocięłam papier, który wybrała Hania. Resztę zrobiła sama... bardzo się cieszyła, że to dla taty...




A co zrobiła Asia??? To, co zawsze... WŁADOWAŁA SIĘ NA KOLANA I PRZYTULIŁA!!!
Tak, ostatnio z Asi zrobił się przytulak, zwłaszcza lubi się wciskać we mnie. Im bardziej wtulona, im bardziej do mnie przyciśnięta tym lepiej, a po przeciwalergicznych lekach, to na prawdę to przytulenie potrafi trwać długo...





 I na koniec moje ulubione, z cudownej wycieczki, gdy Asiunia jeszcze była zdrowiutka...


z dedykacją dla taty od Asi i Hani


czwartek, 21 czerwca 2012

Summer Fair

Dzisiaj wielki dzień w szkole... Summer Fair. Czekaliśmy na to pół roku. Byłam bardzo ciekawa, jak to wygląda, bo w Polsce raczej czegoś takiego się nie robi. Tego dnia w szkole zbiera się pieniążki na szkołę, ale z przeznaczeniem dla dzieci, czyli na to, czego aktualnie potrzebują. U Asi zbierają na busa... zbierają i zbierają i są coraz bliżej celu. Niestety zwykły bus kosztowałby ok. 8 tyś. funtów, ale bus ze specjalnym przeznaczeniem, czyli z windą, miejscami do zapięcia wózków inwalidzkich i z innymi zabezpieczeniami, o których nawet nie wiem kosztuje 24 tyś. funtów!!! Świat zwariował... A bus oznacza cotygodniowe wycieczki do Donkey Centre, wycieczki na plażę, do parków i do wielu innych miejsc.
Tego dnia w szkole jest loteria, można kupić smaczne ciasteczka, książeczki i inne drobnostki. Jest wiele atrakcji dla dzieci i dla dorosłych pewnie też się coś znajdzie. COŚ, bo jak na złość nie możemy wziąć udziału!!! Więc znowu się nie dowiem, jak to wszystko wygląda i jak ewentualnie mogłabym pomóc następnym razem.

A nie możemy tam jechać, baaaaa nawet z domu się ruszać nie możemy, bo Asia ma... ospę!!! Ospa, czyli angielskie chicken pox dopadło ją chyba dwa dni temu i z niecierpliwością czekam, aż u Hani zacznie się pojawiać. Hania już wie, co ją czeka i wcale nie jest z tego zadowolona... nie dziwię się, sama pamiętam jak w wieku 18 lat razem z moją małą siostrą leżałyśmy cały tydzień wykropkowane i jęczące.

Jak na razie nie jest źle... wysypało ją konkretnie, na razie wysmarowałam dwa razy, choć lekarz twierdzi, że to niczego nie daje, a może być nieprzyjemne dla dziecka. Czekam na męża by uzyskać drugą opinię... i mam nadzieję, że potwierdzi tą pierwszą, bo ciężko jest być szybkim, precyzyjnym i na dodatek silnym i sprytnym jednocześnie. Paznokcie obcięte, ciało zabezpieczone ubraniem - cóż wszystkiego się nie da schować. Asia spokojna i pogodna, jedynie bez apetytu. Woli przebywać w swoim łóżeczku słuchając angielskich śpiewanych rymowanek, w których zakochała się od pierwszego usłyszenia.


wtorek, 12 czerwca 2012

Tydzień Dziecka - całość

Cz.I
W tym roku Dzień Dziecka przeciągnął się nam troszkę... Nadal trwa, stąd część I naszej historii. Dla Asi właściwie to nie ma różnicy, co za dzień jest. Hmmm.... a może ma, tylko ja sobie z tego nie zdaję sprawy??? Asię cieszą różne rzeczy, ale też i te same rzeczy mogą w niej wywołać złość. Natomiast w przypadku Hanusi jest inaczej tzn. jest normalnie i w miarę łatwo jest przewidzieć jej reakcję. Dlatego też już dawno zaplanowaliśmy niespodziankę na Dzień Dziecka - wypad z tatusiem na basen!!! Pewnie dla niektórych to normalka, ale jak się ma tatę, który studiuje, a w prawie każdy wolny dzień pracuje, to każda chwila spędzona sam na sam z nim należy do najpiękniejszych. 30 maja Olo miał ostatni a tym samym największy bo całoroczny teoretyczny test - to był dzień, na który czekaliśmy wszyscy, bo wiedzieliśmy, że po tym dniu w końcu będziemy mieli więcej czasu dla siebie. Tak więc Dzień Dziecka rozpoczęliśmy 31 maja wyprawą na basen. Ja zajęłam się Asią (Asia ma basen raz w tygodniu w szkole a poza tym była świeżo po antybiotykoterapii, więc zdecydowaliśmy, że jeszcze troszkę poczekamy) a Hania z tatą udała się na miejsce niespodzianki - Life Centre - nowiutkie, dopiero co otwarte centrum, gdzie przed olimpiadą będą trenować niektórzy sportowcy z zagranicy. Bardzo spodobało mi się to, że jeśli nie ma tłumów to nie ma też ograniczeń czasowych i można się pluskać, ile się chce. Bez stresu, bez nacisków - ważne zawłaszcza jeśli się jest z dziećmi.
Hania była wniebowzięta!!! I wiemy już na pewno jedno, od września Hania rozpoczyna lekcje pływania. W końcu najlepsza inwestycja to inwestycja w umiejętności dziecka, w rozwijanie talentów, a poza tym mniejszy stres w przyszłości...


Cz. II
Drugi dzień, czyli już sam Dzień Dziecka postanowiliśmy spędzić w Zoo. Hania tego dnia nie szła do przedszkola, więc musieliśmy tylko zdecydować, które Zoo - bo jest ich w okolicy kilka. Wybraliśmy mniejsze i najbliższe Dartmoor Zoo ( http://www.dartmoorzoo.org/ ). Dla Hani i tak to była pierwsza wyprawa na spotkanie z dzikimi zwierzętami, więc stwierdziliśmy, że do dużego Paingthon Zoo wybierzemy się wszyscy, czyli również z Asią.
Jeśli ktoś z Was oglądał film "We Bought a Zoo", to jest to właśnie historia tego Zoo!!! 
Poniżej zamieszczam zapowiedź tego filmu.




Pierwsze spotkanie człowiek-zwierzę dokonało się pomiędzy Hanią i Strusiem...



Kolejne były kapibary...


oraz wrzeszczące na całe Zoo pawie...



W środku tygodnia, rankiem tuż po odprawieniu Asi do szkoły Zoo było prawie puste, więc spokojnie mogliśmy chodzić, oglądać i robić zdjęcia.



Hania dopytywała się głównie o...lwa (dokładnie to brzmiało "lła"...

A po drodze do niego, spotkaliśmy całe mnóstwo innych zwierząt...




Wilk tez zrobił na Hani duże wrażenie...



Tygrysy też...

Ale jednak lew to lew... Lwica próbowała go obudzić, ale niestety to była pora jego drzemki.





A prawie pod koniec naszej wyprawy, na spacer wybrały się żółwie, najmłodszy miał 6 lat...



Hania lubi robić to, co mamusia...



A na samym końcu (lub początku, zależy jak kto zaczyna), czekały na podziwianie surykatki!!! Cudowna parka... W przyszłym roku minie 4 lata jak są razem, więc może zdecydują się na małe co nie co...



Cz. III
Na ten dzień Hania czekała baaaaaardzo  długo, Asia również. To z ich powodu nasz Dzień Dziecka stał się tygodniem... No bo przecież dzień spędzony z babcią i dziadkiem to dzień wyjątkowy sam w sobie!!!
Pierwsze spotkanie nastąpiło na lotnisku w Bristolu. Oczywiście po pierwszym zawstydzeniu nastąpiły niekończące się przytulania i wołanie: "Babciu, Dziadziu look at me!"
Każdy dzień witała ich w łóżku, a potem...hm, każdego dnia coś innego.
Pierwsza wycieczka nadzwyczaj wyjątkowa, bo miejsce wyjątkowe - jedno z moich ulubionych - w południowo-zachodniej Anglii. Tintagel - miasteczko w zamkiem, w którym według legendy miał się narodzić król Artur.


Zamek, a właściwie jego ruiny, znajdują się na klifie. Idąc od zamku ścieżką na klifie na zachód, dochodzi się do celtyckiego kościółka ze starym cmentarzem wokół niego.



Było ciepło, więc wszystko sprzyjało spacerom, a Hani wystarczy widok morza, by była szczęśliwa... mnie również.




Hania jak to ona, uwielbia restauracje!!! Na każdej wycieczce nagle staje się głodna i nie ma wyjścia...



"Po drodze" z Tintagel do Plymouth Hania z dziadziami zahaczyła o Bude, miasteczko martwe poza sezonem, ale wystarczy odrobina słońca, by wszystko nagle ożyło - jak to w naturze bywa. Radość nie miała końca, a gdy fala "przykryła" Hanię, zadowolenie doszło do punktu kulminacyjnego. Mojemu dziecku do szczęścia wystarcza woda, piasek i słońce... no i jeden z rodziców przyglądający się zabawie.


Tak więc we wrześniu zaczynamy z Hanią lekcje pływania, by w przyszłym roku podnieść poprzeczkę i zacząć lekcje na desce... może i rodzice czegoś się nauczą...




Po takim dniu, nawet buzia była zmęczona...

Cz. IV
Druga wycieczka również obejmowała dwa wyjątkowe miejsca...
Pierwsze Newquay, stolicę angielskiego surfingu. Tutaj prawie zawsze świeci słońce, ale niestety nie tego dnia. Był odpływ, więc spokojnie można było pospacerować po szerokiej plaży. Jak się okazało, Hania nie potrzebuje słońca... do szczęścia wystarczy piasek i woda, nawet ta z nieba...



Kałuże też są świetną okazją do zabawy!!!


Hania mogłaby tak się bawić cały dzień...



Po południu zaczęło się rozpogadzać i przyszedł czas na drugi punkt docelowy: Eden Project!!! Nigdy tam nie byłam, więc tym bardziej zniecierpliwiona czekałam w domu z Asią na powrót Hani z wycieczki.


Eden Project to olbrzymi ogród botaniczny, w którym zgromadzono 18 tyś. gatunków roślin z różnych stref klimatycznych. Główną częścią ogrodu są kopuły przepuszczające światło, a całość podzielona jest na dwa środowiska: biom tropikalny wilgotny i suchy, w których panują odpowiednie warunki wilgotnościowe i cieplne. Niektórym ciężko jest tam wytrzymać. Jak ktoś chce wiedzieć jak jest w tropiku, może udać się właśnie do Eden Project by się przekonać.
Jest jeszcze biom zewnętrzny, w którym ze względu na łagodny kornwalijski klimat uprawia się rośliny śródziemnomorskie.






Malezyjska chatka...







A wszystko to powstało na miejscy starego kamieniołomu...


Kolejny Dzień Dziecka pełen wrażeń sprawił, że nasze dziecko padło i już w samochodzie smacznie zasnęło by mieć siły na kolejny dzień z cyklu Tydzień Dziecka...

Cz. V
W wieczorny piątek tuż po meczu Polska-Grecja Hania pierwszy raz odwiedziła cyrk. Do tej pory miejsce to znane jej było tylko z bajek... a dla dorosłych jest to zawsze miły powrót do wspomnień z dzieciństwa. Był to też jej ostatni wieczór z babcią i dziadziem, którzy niestety w nocy musieli już wyjechać by zdążyć na samolot.
Hania była jak zaczarowana... zawsze w takich momentach jest zamyślona, zapatrzona i nieuśmiechnięta i nic do niej nie dociera. Jakby była w jakiejś bajce!!! Jakże wielkie było jej zdziwienie i zachwycenie, gdy na scenie cyrku pojawiła się jej ukochana Świnka Peppa!!!
Po powrocie tylko to wspominała i chyba tylko pozostanie jej na długo w pamięci...



Ale to nie była ostatnia niespodzianka dla Hani!!!

Cz. VI

Rankiem w sobotę, gdy babcia z dziadziem pewnie już lecieli, Hania odkryła ostatnią niespodziankę... Jeszcze nie wiedziała, co to takiego. Musiała poczekać prawie pół dnia zanim mama z tatą uporają się ze złożeniem prezentu - NOWEGO ŁÓŻKA!!!!
Tak, Hanusia już długi czas prosiła nas o nowe łóżeczko. Byliśmy świadomi, jak bardzo potrzebuje tej zmiany, ale czekaliśmy na odpowiedni moment. Zaplanowałam, że jak tylko wymienimy łóżeczko Asi, Hania wtedy tez zacznie spać w nowym. Niestety sprawy nadal się przeciągają i dopiero będę wysyłać prośbę o sfinansowanie łóżka (niestety koszt takiego to mała fortuna - 3500 funtów) więc pomyślałam, że Dzień Dziecka byłby jak najbardziej odpowiedni. Aby Hania za bardzo nie smuciła się wyjazdem babci i dziadzia, rankiem, gdy jeszcze spała,  IKEA dowiozła przesyłkę. Nie mogło to być łóżeczko zwyczajne. Po naszych motelowych postojach, Hania chciała tylko takie, żeby spać na górze. I choć może jest za mała (pewnie będzie na nie jeszcze za mała przez najbliższe 10 lat), to stwierdziła, że jest super!!!
Nawet miejsce dla mamy, albo taty się znajdzie...






Tak więc podsumowując nasz Tydzień Dziecka, było wyjątkowo rodzinnie, odkrywczo, interesująco... po prostu chcieliśmy spełnić niektóre marzenia naszych dzieci. Chyba się udało...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...