Na ten dzień Hania czekała baaaaaardzo długo, Asia również. To z ich powodu nasz Dzień Dziecka stał się tygodniem... No bo przecież dzień spędzony z babcią i dziadkiem to dzień wyjątkowy sam w sobie!!!
Pierwsze spotkanie nastąpiło na lotnisku w Bristolu. Oczywiście po pierwszym zawstydzeniu nastąpiły niekończące się przytulania i wołanie: "Babciu, Dziadziu look at me!"
Każdy dzień witała ich w łóżku, a potem...hm, każdego dnia coś innego.
Pierwsza wycieczka nadzwyczaj wyjątkowa, bo miejsce wyjątkowe - jedno z moich ulubionych - w południowo-zachodniej Anglii. Tintagel - miasteczko w zamkiem, w którym według legendy miał się narodzić król Artur.
Zamek, a właściwie jego ruiny, znajdują się na klifie. Idąc od zamku ścieżką na klifie na zachód, dochodzi się do celtyckiego kościółka ze starym cmentarzem wokół niego.
Było ciepło, więc wszystko sprzyjało spacerom, a Hani wystarczy widok morza, by była szczęśliwa... mnie również.
Hania jak to ona, uwielbia restauracje!!! Na każdej wycieczce nagle staje się głodna i nie ma wyjścia...
"Po drodze" z Tintagel do Plymouth Hania z dziadziami zahaczyła o Bude, miasteczko martwe poza sezonem, ale wystarczy odrobina słońca, by wszystko nagle ożyło - jak to w naturze bywa. Radość nie miała końca, a gdy fala "przykryła" Hanię, zadowolenie doszło do punktu kulminacyjnego. Mojemu dziecku do szczęścia wystarcza woda, piasek i słońce... no i jeden z rodziców przyglądający się zabawie.
Tak więc we wrześniu zaczynamy z Hanią lekcje pływania, by w przyszłym roku podnieść poprzeczkę i zacząć lekcje na desce... może i rodzice czegoś się nauczą...
Po takim dniu, nawet buzia była zmęczona...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz