I przyszedł w końcu czas pożegnań. W ostatnie dni tak sobie leżałam na leżaku przy basenie i się zastanawiałam, czy starczy mi tego słońca na cały rok? Miałam nadzieję, że tak, ale na wszelki wypadek chłonęłam ile się dało. Hania nazwała to "przytuleniem słoneczka" - tak też to odczuwałam...
Miło było... fantastyczni ludzie, piękne miejsce, smaczne jedzenie, gościnni i uwielbiający dzieci Turkowie oraz delfiny - udało się po raz drugi - dzięki ludziom hojnego serca.
Cóż, szkoda będzie wyjeżdżać, ale wierzcie mi, nie ma to jak w domu, a wiedzą o tym najlepiej dzieci, zwłaszcza takie jak Asia, dla których rutyna i własny kąt są jak dla nas powietrze do oddychania. A poza tym niecierpliwość, co też zmieni bądź wniesie tegoroczna terapia.
Pożegnanie rozpoczęliśmy tuż po ostatniej sesji z delfinami. Najpierw były czułe uściski z Agnieszką. Może i Asia nie potrafi powiedzieć "dziękuję", ale na pewno potrafi to okazać. A potem z Omerem, treserem z delfinarium, który całe dwa tygodnie musiał czekać na to jedyne przytulenie Hani... Ale warto było, może do przyszłego roku Hania go nie zapomni i pójdzie łatwiej. Proszę, co czyni codzienne przekupstwo. Ale trafiło na miłośnika słodyczy i nieśmiałość poszła w odstawkę.
Mam dużą nadzieję, że w przyszłym roku znowu trafimy na tę samą ekipę...
Przyszedł też czas na oficjalne pożegnanie i wręczanie pamiątkowych dyplomów. Byliśmy bardzo zaskoczeni, gdyż również i Hanusi go przyznano... w końcu sama pływała z Isis.
Trzeba było też pożegnać ten piękny widok z naszego balkonu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz