Dwudniowy powrót, dwa tysiące kilometrów, z czego 99% autostradą... Dziewczynki były grzeczne, jak zawsze w czasie podróży... Hania miała frajdę w motelu i na statku (to były takie zachęty, by wytrzymała, by miała na co wyczekiwać). Gdy wjechaliśmy na teren Anglii, przywitało nas słońce oraz Hani stwierdzenie, że ona to woli mieszkać w naszym domku w Polsce, a nie w domku pana w Anglii... Oj gdyby ten nasz dom dałoby się przenieść, ale przecież to i tak nie o niego chodzi...
Asia była innego zdania. Przyzwyczaiła się do naszego nowego domu, do swojego pokoju, a przede wszystkim do swojej rutyny, za którą bardzo tęskniła w czasie pobytu i w Jabłonce i w Wyrach. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, gdy w końcu znalazła się w swoim bezpiecznym znanym miejscu. My chyba też zatęskniliśmy za "Anglią", chociaż będąc u moich rodziców, mieliśmy wrażenie, jakbyśmy nigdy nie wyjeżdżali, jakby to tylko był jeden z wielu naszych wypadów w góry. Aż ciężko momentami było uwierzyć, że pół roku wcześniej zdecydowaliśmy się na przeprowadzkę do innego kraju.
A w naszym ogródku, oprócz niewyrośniętej z nasion trawy (bo było za sucho) czekała na nas niespodzianka... Pięknie kwitnące i pachnące tulipany zasadzone jesienią przez moją mamę.
Życzę i by Hania bardzo pokochała nowy domek :)
OdpowiedzUsuń