W czasie pobytu Australijczyków nie obyło się bez rywalizacji - sportowej oczywiście. Mój tata często proponuje swoim gościom strzelanie z wiatrówki... taki rodzaj relaksu z uspokajającym działaniem, no chyba, że ktoś za bardzo chce wygrać, ale lepiej żeby nie chciał...
Zawsze z lekkim stresem biorę do rąk wiatrówkę... nie żebym się bała, tylko dlatego, żeby się nie skompromitować...
I tym razem szczęście, wiatr i spokój sprzyjały mi... kamień z serca spadł. Od kilku lat myślę, aby strzelać tak dla sportu i zdrowia (tak, dla zdrowia... zawsze to można wystrzelać tych, którzy działają na nerwy, co nie? Ale tak serio, to jest to świetny reduktor stresu). Może się porozglądam za jakąś strzelnicą???
A przechodząc do sedna to wyglądało to tak:
Była też nagroda!!! Wycieczka do lasu (tam, gdzie zwykłym śmiertelnikom nie wolno już wjeżdżać, no chyba że ze specjalną przepustką). Moi rodzice kilka godzin wcześniej zawieźli zwierzętom pokarm (w tym okresie jeszcze trzeba je dokarmiać) więc doskonale wiedzieliśmy, w którym miejscu mamy szansę zobaczyć sarny. Oczywiście tym razem mieliśmy je na oku, a nie na muszce...
Więc były zwierzęta, było zwiedzanie szałasu i była jeszcze jedna miła niespodzianka, której wcześniej, ze względu na opady śniegu, nie mogliśmy pokazać naszym Australijczykom... KROKUSY
Wcale nie pojedyncze, ale takie średnie poletko. Oczywiście daleko mu do Polany Chochołowskiej, ale cóż, pogoda spłata figla i góry były nadal przysypane białym i na dodatek świeżym puchem.
I wspomniany szałas... niektórzy z Was go pamiętają...
Apropo wiatrówek to jak by ktoś chciał sobie jakąś sprawić to polecam centrum-broni.pl
OdpowiedzUsuń