Australijczykom za bardzo nie pozwalaliśmy na odpoczynek, choć ten dzień można zaliczyć do tych relaksujących. Jako, że pogoda nadal była w kratkę - trochę słońca, trochę śniegu, trochę wiatru, zdecydowaliśmy się na Krupówki... Tak, pewnie pękacie ze śmiechu, ale Krupówki maja swój niesamowity urok, zwłaszcza gdy są puste... to niesamowite, ale chyba nigdy wcześniej nie spacerowałam tam tak spokojnie, bez obawy, że porwie mnie tłum procesji zmierzający we wszystkich możliwych kierunkach.
Pustka umożliwia podziwianie architektury, dostrzeganie tego, co zazwyczaj jest przysłonięte. I spokojnie można robić zdjęcia...
Niesamowite te pustki, prawda?
No, ale nie obyło się bez hmmm... "komercji"... zdjęcie zrobione tak szybko, że "biznesmeni" się nie zorientowali, choć straszliwie namawiali na zdjęcia...
Dla Karoliny i Johna niesamowitym doświadczeniem był widok padającego śniegu (pierwszy raz w życiu) oraz chodzenie po nim, rzucanie śnieżkami oraz samo odczuwanie zimna, które wcale nie było takie zimne.
Oczywiście nie obyło się bez... smakowania OSCYPKÓW
Po Krupówkach udaliśmy się w kierunku Bukowiny Tatrzańskiej... Tam czekała prawdziwa niespodzianka na naszych Australijczyków... Wiedzieli, że jedziemy na basen, ale nie wiedzieli, że będziemy się wygrzewać w ciepłej wodzie na zewnątrz, gdzie temperatura była w granicach zera. Nie wiedzieli też, ze będziemy pływać w jaskini, że będziemy się masować w bulgotniku oraz, ze będziemy się ścigać w wodnej rynnie. Byli pod wielkim wrażeniem bukowiańskich term, a to przecież tylko jedne, z kilku dostępnych na Podhalu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz