"Nie płacz w liście
nie pisz, że los Ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
Kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
Odetchnij, popatrz
Spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij, że jesteś, kiedy mówisz, że kochasz"

ks. Jan Twardowski


















sobota, 29 października 2011

Tusan Beach Resort, czyli nasze wakacje z trochę innej strony

Wakacje... To mój ulubiony temat... a czyj nie jest??? Zostawmy delfiny w spokoju, sporo już o nich napisałam... Czas na leniuchowanie - o ile jest to możliwe przy dwójce małych dzieci (okazało się, że tak).
Na początku wspomniałam o naszych obawach związanych z uwiązaniem w hotelu... i gdyby nie terapia, byłoby trochę nudno, choć pewnie znaleźlibyśmy sobie jakąś rozrywkę, albo dzieci by nam ją znalazły...

Lubie opowiadać zdjęciami... więc tak, też będzie... sporo zdjęć, mało słów...

"Chwilo trwaj, jesteś tak piękna"


Przy hotelu były dwa baseny. Jeden duży, a drugi mniejszy (chodzi o powierzchnię a nie o głębokość). Przy pierwszym od samego rana grała głośna muzyka i były przeprowadzane różne konkursu, w związku z czym, było tam tłoczno i nie do wytrzymania. Natomiast przy małym basenie spokój, wolne leżaki, głównie my, czyli rodzice z małymi dzieciakami, w tym kilkoro niepełnosprawnych. Dlatego też, jeśli chciało się spotkać kogoś z naszych, to na pewno albo na tarasie albo przy basenie. 
O dziwo, Asia polubiła basen od pierwszego wejścia. Tylko pierwsze zamaczanie było niezwykle "bolesne" dlatego głośne, ale potem już był tylko relaks... a nawet próby zasypiania.


Hania natomiast, nawet przy zanurzaniu nie kwiczała. Często nie czekała na nas, tylko leciała prosto do wody. Kilka razy przez to zapomniała wziąć kółka, ale na szczęście zawsze byliśmy w pobliżu bu zdążyć zanurzyć rękę w wodzie i ją wyciągnąć. Szybko załapała jak się pływa i nam uciekała, gdy chcieliśmy już iść.



Hanka rekin



W Turcji kobiety noszą na sobie sporo różnej biżuterii, tak też i nasza Hanka... Po pierwszej wizycie w centrum Kusadasi wróciła z kilkoma kompletami koralików, które dostała np. w aptece, od pana busiarza i kogoś tam jeszcze. Turcy uwielbiają dzieci, szczerze się nimi zachwycają, więc koniecznie wszędzie braliśmy Hanię i kazaliśmy jej się uśmiechać i robić słodkie minki... uparciuch, nie zawsze nas chciała słuchać...


Popołudniami odbywały się zajęcia przy hotelu (malowanie, lepienie z modeliny) lub na plaży (piaskoterapia). Niestety nam udało się tylko raz wybrać i tylko Hania uczestniczyła (Asia drzemała w wózku). Później zamiast terapii szliśmy na sjestę. Dziewczynki padały po basenie i obiedzie, więc razem z Olkiem spały po 2-3 godziny, a ja tymczasem wylegiwałam się z innymi kobitkami na leżakach przy basenie. I każdy był zadowolony i wypoczęty!

Jakby ktoś nie wiedział to jest to chu chu train i Hania zrobiła go sama


Była to też dla nas wspaniała kulinarna podróż... W Turcji byliśmy pierwszy raz i poza kebabem, który tu i tak wyglądał inaczej, nie znaliśmy tureckich potraw. Czytałam wcześniej sporo opinii o hotelu, i wszyscy zachwycali się jedzeniem. Mieli rację... Oczywiście po tygodniu braliśmy już o połowę mniejsze porcje, bo ileż można jeść i jeść... Hania, nasz niejadek, jak zawsze zaskoczyła nas, zwłaszcza w restauracji a la carte', gdzie wybraliśmy się całą grupą. Sama pięknie, nożem i widelcem, jadła rybki, krewetki, i inne smakowite potrawy i potrawki...


Na widok tej szklanki z lodowata wodą, zawsze zachciewa mi się pić...


Małe pozowanie przy basenie...


Mini disco, czy znaleźliście Hanię? Byliśmy tylko dwa razy, za późno... o 21:30 to nasze dzieci już smacznie spały...


Był też i czas na przyjaźnie... tu na zdjęciu z Anielką, ale Hania zżyła się również z Julią i Marysią



A ostatniego dnia, zostaliśmy tylko my, "Mirki" i terapeuci... Postanowiliśmy większość dnia spędzić przy basenie, wygłupiając się i wypoczywając. Hania szybko podłapała nasze chęci do zabawy i nikomu nie odpuściła wrzucenia do wody...

 Hania z "Mirkami", a zwłaszcza z Olą świetnie się bawiła


 Ola ze swoim wampirem, a w tle ich Julcia

Zdjęcia w stylu okładki Nirvany..., każdy z nas musiał zanurkować


A kiedy nastawał wieczór...zaczynało się życie dla rodziców... w końcu... i proszę nie kojarzyć źle. To były bardzo ważne i dobre dla nas chwile. Już na samym początku organizatorzy zachęcali nas do wieczornych spotkań i rozmów przy drinków... Byliśmy sceptycznie do tego nastawieni, czy się to uda, ale poszło jak po maśle, bez przymuszania... Rozmowy aż do rana...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...