Delfinoterapia to niesamowite przeżycie, chociaż człowiek oddałby wiele, by z niej nie korzystać...
Wszyscy rodzice, ewentualnie osoby towarzyszące, zawsze miały w pogotowiu aparat fotograficzny. Taka okazja to prawie jak spotkanie z samym papieżem, nie wiadomo czy się kiedykolwiek powtórzy, więc człowiek cyka zdjęć ile się da. W dobie cyfrówek (lustrzanych) jest to bardzo ekonomiczne... Potem, te tysiące zdjęć się przygląda, segreguje, wymienia z innymi no i część się usuwa.
Pozostało sporo tych dobrych, z klimatem, coś mówiących. Poniżej zamieszczam część z nich. Wszystkie dotyczą delfinoterapii.
Oto główna bohaterka terapii. Gdyby nie ona, pewnie nigdy byśmy tam nie pojechali... Zmęczona przeżyciami, tuż po... czas na ochłonięcie...i obrażanie...
Z terapeutką, tzw. ciocią Agą. Asi mina mówi sama za siebie... wie, co zaraz będzie miało miejsce - zanurzanie w chłodnej wodzie, a potem już sama przyjemność... prawie...
Smutek po ostatniej sesji terapeutycznej... ciocia pewnie coś śpiewała na uspokojenie...
Indiański okrzyk wojenny - wzywanie pomocy...
Codzienne nasze oczekiwanie na naszą kolej... przebieranie w piankę, chodzenie i zagadywanie, byleby tylko nie rozzłościć przed...
Haniutek, moment uchwycony przez wujka Marcina
Spokojne i przyjemne wyczekiwanie przed basenem z delfinami
Gorący piasek, sama przyjemność...
Nasz mały "basker" ("to bask to lie or sit enjoying the warmth especially of the sun"), uwielbiał tak leżeć i najlepiej, jakby tak pozostało.
Hania, choć troszkę zazdrosna, zawsze znajdywała sobie zajęcie...
A co, orła można też robić na piasku!
Pomysły Hani w czasie Asi terapii
A gdy się jej nudziło, oglądała rybki przez szybę basenu
Były tam małe rybki
I nieco większe...
Większe, choć jak na rekiny to malutkie. Można było ponurkować w ich towarzystwie.
No i ukochane przez nas delfiny, a kto powiedział, że delfiny nie noszą biżuterii???
Mała obrażalska, ale tylko na chwileczkę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz