"Nie płacz w liście
nie pisz, że los Ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
Kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
Odetchnij, popatrz
Spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij, że jesteś, kiedy mówisz, że kochasz"

ks. Jan Twardowski


















poniedziałek, 4 lipca 2011

Hipoterapia

Słoneczna i bezdeszczowa pogoda to najlepszy czas na hipoterapię. Nie wiedzieliśmy czy Asi będzie się podobała ta forma terapii i jak zareaguje na konia. Do tej pory nic się jej nie podobało więc zaryzykowaliśmy, poza tym nie było nic do stracenia. Pierwsze  spotkanie z koniem miało miejsce w stadninie Krajka w Rogoźniku koło Nowego Targu latem 2008 roku. Pojechaliśmy tam z dziadziem Romkiem. Nie było źle. 15 minut wytrzymała bez marudzenia i gdyby nie wiał zimny wiatr, prawdopodobnie wytrzymałaby dłużej. Na konia nie zwracała uwagi, ale chyba podobała jej się grzywa, bo ja chwytała i ciągnęła. Całkiem nieźle szło jej siedzenie na koniu. Trzeba było troszkę przytrzymywać, ale całkiem dobrze balansowała ciałem. Jesienią szukałam ośrodka hipoterapeutycznego gdzieś koło nas, ale nic poleconego i sprawdzonego nie znalazłam. Potem przyszła zima, więc poszukiwania odłożyłam na wiosnę.
pierwsze spotkanie z koniem

Wiosną zaczęliśmy jeździć do Żor do Ośrodka Wczesnej Interwencji na psychoterapię i logoterapię. Tam też przyznano nam refundowana przez NFZ hipoterapię. Do stadniny mieliśmy kawał drogi, bo znajdowała się za Rybnikiem, czyli godzinę jazdy samochodem od nas, ale i tak się opłacało, a poza tym terapeutka była polecona z trzech źródeł więc jeździliśmy tam aż do jesieni. Asia wytrzymywała bez płaczu 30 minut i pomimo iż nie zwracała uwagi na konia, to on swoją robotę wykonywał najlepiej jak tylko potrafił. Już na trzecich zajęciach pani Aga zauważyła ogromną różnicę w pozycji Asi i trzymaniu pionu w czasie jazdy. Hipoterapia jest świetna nie tylko dla takich dzieci jak Asi, ale i dla zdrowych o czym mogła się przekonać nasza Hania. Była przeszczęśliwa mogąc pojeździć troszkę na koniu, a poza tym pomogło jej to w przejściu do raczkowania a potem do chodzenia.

zachwyt od zawsze odbierał jej mowę

W domu natomiast mieliśmy codzienną hipoterapię. Oczywiście różniła się od tej na żywym koniu, ale spełniła dość ważną rolę w rozwoju u Asi. Bujany konik pomagał Asi oswajać się z otoczeniem, które słabo znała, a poza tym, bardzo szybko nauczyła się na nim bujać. Teraz jest już za duża, ale czasem lubi w nim posiedzieć.



Obecnie rozpoczęliśmy hipoterapię tuż za Wyrami. Byliśmy tam dopiero dwa razy i jak na razie... bunt. Może dlatego, że nie zna terapeutki, może godzina nie właściwa, może zapach, może...któż to wie czemu, może po prostu nie chce... i pomagaj tu dziecku!

2 komentarze:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...