Po ciszy trwającej jakieś 9 miesięcy, znowu rozpętała się burza z atakami... I znowu okazało się prawdą, że każdy kij ma dwa końce. Z jednej strony ataki sygnalizują (w przypadku Asi) jakiś postęp, a z drugiej stanowią niewyobrażalne zagrożenie dla jej życia. Zdążyłam się już przyzwyczaić do tego, że niestety co jakiś czas się pojawiają. Ale nie do ataku uogólnionego!
Asia ma padaczkę lekooporną, więc za bardzo nie wiadomo na ile leki są w stanie jej pomóc, ale wyjścia nie ma, musi je zażywać. Jest rozwiązanie w postaci diety ketonowej, ale jak na razie nie było koniecznym jej wprowadzenie. Jak wcześniej, ataki nie wyglądały strasznie i były częściowe, tak teraz wygląd Asi i to, co się z nią działo, każdego by przestraszyło... Tak i nas za każdym razem i choć wiedzieliśmy, że nie trwają one dłużej niż dwie minuty, diazepam był zawsze pod ręką. Szczęśliwie, nigdy nie musieliśmy go jej podawać. Ataki trwały całe lato i kawałek jesieni 2010 roku z różną częstotliwością i nasileniem. Od połowy listopada jest spokój, kiedy to nasza lekarka postraszyła nas zmianą leku na fenytoinę. Jedyny drgawkowy epizod w tym czasie pojawił się w Wielką Środę(2011r), ale poza tym cisza (odpukać w niemalowane drewno). Z niepokojem myślę, że znowu wrócą, oby dało się je szybko uspokoić. Może kiedyś przyjdzie taki dzień, że Asia będzie od nich wolna???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz