"Nie płacz w liście
nie pisz, że los Ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
Kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
Odetchnij, popatrz
Spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij, że jesteś, kiedy mówisz, że kochasz"

ks. Jan Twardowski


















piątek, 15 lipca 2011

Boże, ona idzie!!! Cud chodzenia...

To były jedne z najpiękniejszych naszych dni. Chciało się krzyczeć z radości!!! Pierwsze samodzielne kroki dwa, trzy nawet pięć, odważyła się zrobić pod koniec sierpnia (2010r.) na trawie, gdzie czuła się bezpiecznie. Oczywiście nie za każdym razem, ale nagle się przełamała i poszła. Tak po prostu puściła naszą rękę. Później wyjechaliśmy na urlop i tam niechętnie chciała chodzić, w końcu to nie było znane jej miejsce. Jedynym wyjątkiem był plac przed Krzywą Wieżą w Pizzie, gdzie nagle zaczęła iść, i wszyscy usuwali jej się z drogi - kilkanaście kroków samodzielności.
 Trzy lata czekaliśmy na ten moment! Trzy lata bardzo ciężkiej fizjoterapii! Trzy lata cierpliwości i wiadra wylanych łez! Nasze marzenie zostało spełnione. Przy takich neurologicznych zaburzeniach to olbrzymi sukces. Baliśmy się, żeby nie było sytuacji, aby po ataku nie cofnęła się ta umiejętność. Ale na szczęście nie. Jak Asia odkryła chodzenie, tak od początku je doskonali. I idzie jej to rewelacyjnie.




Powyższe filmy ukazują pierwsze samodzielne jej kroki. Nie było tego wiele, nie były one pewne, ale przede wszystkim były samodzielne, bez pomocy naszej ręki. A najbardziej cieszyła się Hania...




Na tym filmie zaskoczyła nas... nie wiedziałam, że przejdzie aż tyle. A przy tym Hania, mistrzyni drugiego planu...





Mija już rok... a lekarze, terapeuci, rodzina nie mogą wyjść z zachwytu i podziwu. 

Na początku Asia wykonywała samodzielnie tylko kilka kroków, później zaczęła chodzić od mebli do mebli. Tak trudno było nam się przyzwyczaić do tego, że Asi idzie, tak po prostu jakby nigdy nic, wchodzi do kuchni i łazi po niej szukając pewnie czegoś na przegryzkę. Za każdym razem serce z radości nam rośnie. I w tym wszystkim nie chodzi tylko o to, że jakiś tam ciężar noszenia Asi nam odpada, tylko o to, że jest postęp, że jest efekt kilku lat ciężkiej pracy fizjoterapeutów. Że jest nadzieja na to, co jeszcze możemy wywalczyć, że nie ma rzeczy niemożliwych!


2 komentarze:

  1. Aniu! You are The Champions!...a Asia najwiekszy Champion...oj ona jeszcze wiele pokaze:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Gabi, ale wiesz, że Ty i Wiki też jesteście Champions, a Robert największym...

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...