STYCZEŃ
Na początku roku wyznaczyłam sobie główny cel: uzbierać na delfinoterapię... udało się, choć to nie była moja zasługa... Miałam też inne, mniejsze marzenia/postanowienia i jedne udało się zrealizować a inne nadal czekają na swój czas...
Nowy Rok przywitałam w najlepszym towarzystwie (oczywiście brakowało kilku bliskich memu sercu osób, ale i tak było nas sporo). Przyjaźń to cudowny dar...
Ostatni Nowy Rok z Małyszem...zagadka, kogo zasłonił balonik? Odpowiedzi pozostawcie w komentarzach... |
A co tam, pochwalę się! Moje zdjęcie zostało wyróżnione w konkursie zorganizowanym przez portal DEON.
Oto ono:
Jak się okazuje, przeglądanie zdjęć to rzeczywiście dobry sposób na przypomnienie sobie tego, co się wydarzyło...
4-go stycznia miało miejsce zaćmienie Słońca, widziane z Polski rewelacyjnie!
A na Trzech Króli wybraliśmy się do mojej babci do Gryżowa...niewiele brakowało, byśmy nie dojechali, ale i tak adrenaliny było sporo...
Główna droga z Kędzierzyna do Prudnika (były gorsze warunki, ale wtedy miałam taki przypływ adrenaliny, że nie zrobiłam zdjęcia...) |
A pod koniec stycznia, moi rodzice sprezentowali nam bilety "na Małysza"... Było super, choć Małysz się tego dnia nieco poobijał, Kamil Stoch wypadł nieziemsko!
No i oczywiście czekała nas imprezka... urodziny Asiuni... (dodam, że nie jedna z tej okazji)
Ale największą niespodzianką był dla mnie prezent od mojego ulubionego pisarza, Charlesa Martina... Pewnego styczniowego dnia, z samego Jacksonville z Florydy, przyszła przesyłka. Książka z dedykacją dla mnie!!!
LUTY
Już w styczniu dowiedzieliśmy się, że Olek dostał się na studia..., ale dopiero w lutym przyszły dokumenty potwierdzające. Czekały nas wielkie zmiany... Z lutego jakoś brakuje mi zdjęć, więc wklejam piosenkę, której słuchałam...
MARZEC
Mój mąż się postarzał o kolejny rok... Zarezerwowałam termin delfinoterapii, choć pieniędzy nie miałam. Znajomi i ich znajomi rozliczali pity i 1% przekazywali na Asię, ale te pieniądze miały być dostępne dopiero w 2012 roku...
Asia dzielnie chodziła do przedszkola a Hania powolutku rosła - jak to ona...
Zaczęła się też wtedy nasza przygoda ze schodami - to dzięki częstym wyjazdom do Jabłonki...
KWIECIEŃ
Wiosna była piękna więc z Hanią chodziłyśmy na spacery do lasu... zbierałyśmy szyszki sosnowe, by z nich zimą zrobić stroiki, ale przeprowadzając się, byliśmy tak zapakowani, że nie było mowy, by je zabrać... a tutaj jeszcze nie znalazłam miejsca, gdzie by takie były.
A pod koniec kwietnia wesele, na które czekaliśmy baaaaaardzoooooo długo!
A poza tym nie obyło się bez krzyków przy rocznicy "Katyńskiej" i wariactw Anglików z okazji ślubu przyszłego następcy tronu...
Ku pamięci...
MAJ
Rozpoczęty od góralskich poprawin zapowiadał się nieźle...
Zaczęły się pierwsze grile
Pierwsze kąpiele...
Dmuchanie 'latawców"...
Jak tak patrzę na ten maj - to przypomniałam sobie jak bardzo musiało być ciepło...
Były też wypady do ukochanego Krakowa...
CZERWIEC
Czerwiec rozpoczęliśmy od wypadu do Jabłonki... Moja "mała" siostra zorganizowała charytatywne warsztaty taneczne na rzecz Asi... Ci młodzi ludzie są fantastyczni!!!
Koniecznie polecam do oglądnięcia poniższy filmik:
Charytatywne warsztaty dla Asi w Nowym Targu 04.06.2011A, że wyjazd nasz zbliżał się wielkimi krokami, korzystaliśmy z dobrej pogody i jak najczęściej wyjeżdżaliśmy czy to do Jabłonki, czy do przyjaciół...
Festyn Orawa Dzieciom Afryki
Niedzielny wypad do Ustronia
Do Jabłonki przez Kraków - urodziny Ojca Wojtka...
Raj dla dzieci - Rabkoland (dla rodziców też się znajdzie jakiś wywoływacz adrenaliny)
A pod koniec czerwca tradycyjny zjazd rodzinny, nie wiadomo kiedy ponownie uda nam się w nim brać udział, więc tym bardziej cieszymy się, że byliśmy tam wtedy.
LIPIEC
Powitał nas wysypem chabrów...niebiesko było nie tylko w polach, ale i w domu... Hania z każdego spaceru przynosiła mi kwiaty...
Z obawą wyczekiwałam tego wyjazdu...
SIERPIEŃ
A w sierpniu żyliśmy delfinami. Zakochaliśmy się w tych niezwykle mądrych zwierzętach... Dzięki temu wyjazdowi, grupa naszych przyjaciół znacznie się powiększyła... Jest co wspominać, jest za co dziękować...
Poza tym sierpień obfitował w wyjazdy na Orawę
i w inne wiejskie klimaty
i w cudowne zachody słońca, najpiękniejsze na Orawie...
W sierpniu też wyjechaliśmy do Anglii w poszukiwaniu lokum dla nas.Wtedy też podjęliśmy ważne dla nas decyzje... ważne i stresujące i prawie nieodwracalne...
Towarzyszył nam REM ze swoim utworem
WRZESIEŃ
Wrzesień rozpoczęliśmy od urodzin Hanusi (dziecko wojny jak to mówi chrzestny)...
I stało się... na to czekaliśmy 3 lata, i choć wiedzieliśmy, że będzie trudno i niepewnie, to podjęliśmy to ryzyko...
We wrześniu przeprowadzaliśmy się kilka razy - jak cygani z obładowanym samochodem...
Anglia przywitała nas latem stulecia, było gorąco, bezdeszczowo i bardzo przyjemnie. Po wielu perypetiach w końcu znaleźliśmy domek dla nas.
W naszym nowym domu trzeba było wyczyścić wszystko... Hania bardzo się zaangażowała...
PAŹDZIERNIK
Październik obfitował w okoliczne wycieczki, liczne odwiedziny i próby zorganizowania sobie życia na miejscu z czym związane jest wypełnianie mnóstwa dokumentów...
Cóż Anglicy lubią czekać, więc musieliśmy się do tego dostosować. Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy nas w tym czekaniu wspierali...
Nasi wyczekiwani, zwłaszcza przez Hanię, goście... |
W listopadzie wzięłyśmy z Hanią udział w konkursie na projekt bohatera... i wygrałyśmy, a właściwie wygrał nasz bohater - Niepełnosprawny Anioł Stróż. Nadal czekamy na nagrodę, która wkrótce zostanie przywieziona do nas z Polski.
Listopad zakończyliśmy świętowaniem Andrzejek w Truro oraz tradycyjnym laniem wosku ( niektórzy katolicy zwyzywają nas od diabłów, ale co tam, lałam co roku i tak też pozostanie w naszej rodzinie).
GRUDZIEŃ
Czas oczekiwania jest zazwyczaj czasem ekscytacji i przygotowań... niestety nam tego trochę zabrakło, ale tak to bywa, gdy jest się osadzonym w innej kulturze, z dala od rodziny, od swoich przyzwyczajeń... Jednak dzięki przyjaciołom dało się przetrwać i było, o dziwo, dobrze. Na wspomnienie zasługuje oczywiście Św. Mikołaj, który zrobił nam wielką niespodziankę...
Wigilia była jak w Polsce, z dwunastoma potrawami, z prezentami pod choinką, z rodziną (skype'owo) i z Pasterką, z czego bardzo się cieszymy...
A rok zamknęliśmy z przyjaciółmi w Truro - jakże dobrze się tam zawsze czujemy... swojsko i bez skrępowania - taki właśnie powinien być dom przyjaciół!!!
Jaki był ten rok? Ze względu na decyzje, nie za łatwy, ale jak czas pokazał, był bardzo dobry. Udało nam się zrealizować dwa główne cele: delfinoterapię i przeprowadzkę - co wcale nie było takie łatwe. Gdy rozwiązywaliśmy jedne problemy, inne nagle zaczynały się piętrzyć; gdy te rozwiązaliśmy, żeby nie mieć zbyt łatwo, kolejne dawały znać o sobie - i tak w kółko. Nawet tuż po przybyciu do Anglii... Ale oboje mieliśmy wewnętrzne przekonanie, że będzie dobrze.
ZAUFANIE - to fundament nie do zdarcia, przynajmniej tak mi się wydaje, a co zostało potwierdzone w tym roku... JEST ZA CO BYĆ WDZIĘCZNYM!
Życzę Wam, by 2012 był jeszcze lepszy!!!
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego dla całej Rodziny ;)
Dziękuję i nawzajem, wszystkiego co dobre na ten rok Ci życzę...
OdpowiedzUsuńPiękny pamiętnik powstał z tych wspomnień i zdjęć...
OdpowiedzUsuńA rok rzeczywiście obfitował w wydarzenia - większe i mniejsze... ważne i te bardziej zwyczajne...
Wszystkiego dobrego dla całej rodzinki w 2012! :)
Dziękuję, rzeczywiście było sporo zmian... nadal nas to jeszcze trochę stresuje, ale jest dobrze...
OdpowiedzUsuńRok pełen zmian... niech wszystkie idą w kierunku najlepszego! Pozdrawiamy noworocznie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, mam nadzieję, że idzie w kierunku dobrego... w końcu to nasze decyzje... Również pozdrawiam noworocznie.
OdpowiedzUsuńDzisiaj przez przypadek trafiłam na twój blog. Jestem pod wrażeniem waszej siły,pracy i wszystkiego co robicie dla Asi. No i jak pięknie przy tym wszystkim wychowujecie Hanię,która zapewne będzie w przyszłości wspaniałym,wrażliwym człowiekiem. Jesteście cudownymi rodzicami. Życzę wam wszystkiego co najlepsze,żeby spełniły wam się wszystkie najskrytsze marzenia. Wierzę,że przyjdzie kiedyś taki dzień,kiedy zejdzie z was to okropne,paraliżujące wewnętrzne napięcie i spojżycie z dumą i radościę na efekt swojej pracy nad Asią. Miłość potrafi czynić cuda,a wy wykonaliście kawał dobrej roboty. Ty,Aniu jesteś dla mnie wzorem matki. Gorąco pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńP.S. Opowiadałam waszą historię mężowi.Przy wypełnianiu PIT-U nie zapomnimy o was.
Luizo, bardzo dziękuję za ciepłe słowa... rzeczywiście, jest w tym wszystkim coś paraliżującego, zwłaszcza mężczyzn, i oczywiście człowiek nie koniecznie musi w tym wszystkim być silny, bo nie wszyscy dają radę, na m się udało dzięki rodzinie, przyjaciołom i tym wszystkim, którzy nam pomagają... a takie dobre słowa jak Twoje, zawsze na nowo podnoszą naszą głowę do góry... pozdrawiam, Ania
OdpowiedzUsuń