"Nie płacz w liście
nie pisz, że los Ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
Kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
Odetchnij, popatrz
Spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij, że jesteś, kiedy mówisz, że kochasz"

ks. Jan Twardowski


















piątek, 12 kwietnia 2013

Lekcje jazdy na nartach

Będąc w czasie Bożego Narodzenia w Polsce zabraliśmy Hanię na narty... a ta po prostu sruuuuuu na krechę. Zero lęku, ale też zero techniki, więc zdecydowaliśmy, że najbezpieczniej będzie, jeśli popracuje z nią profesjonalista. Instruktor, a właściwie przemiła instruktorka Natalia, wzięła się za Hanię, a ta pozwoliła robić ze sobą co tylko trzeba było.

Najpierw wypożyczyliśmy odpowiedni sprzęt. Kasku jej nie odpuściłam - niech się uczy właściwych nawyków od samego początku. Na rower zasiada też tylko z odpowiednio zapiętym kaskiem.
Jako to Hanka, sprzęt chciała nosić SAMA.


Pierwsza lekcja, pełna przybitych "piątek" była zaskakująco owocna...







W czasie drugiej lekcji, Natalia już nie trzymała Hani czubków nart, a tylko rączki, a od połowy młoda jechała już sama. Trochę jej się nudziło jeździć cały czas pługiem. Pewnie wolałaby nieco szybciej, na krechę, ale Natalia nie popuszczała jej i musiała ćwiczyć prawidłowe ułożenie nart.




TAAAAAKKK, zmęczenie było przeogromne. Hahaha, nie wystarczyło usiąść, trzeba było się położyć by odpocząć.


I posilić się czymś słodkim...


Trzecia lekcja to już prawdziwe popisy... Slalom gigant wychodził prawie jak w wykonaniu polskich narciarek - sióstr Maryny i Agnieszki Gąsienicy-Daniel... Kto wie...



Czwarta lekcja - ostatnia, trwała kilka minut. Pożyczyłam sobie sprzęt, by również nacieszyć się nartami, ale Hania... tylko z mamą i z mamą... Skończyło się histerią i natychmiastowym zakończeniem lekcji. Oczywiście następnego dnia chciała znowu jechać na narty, ale niestety nie było na to już czasu... 

W przyszłym roku, jak się uda, to może zapiszemy ją do przedszkola na stoku... z innymi dziećmi raźniej...

czwartek, 11 kwietnia 2013

Zimowe wspomnienia

Orawa biała, więc nie  jest jeszcze za późno na wspomnienia z naszego zimowego pobytu w Polsce. Tym razem tylko w Jabłonce, i tylko ja i dziewczynki. I tylko na jeden tydzień... To zdecydowanie na krótko, ale cóż, tylko tyle wolnego Asia miała w szkole. Ale za to ile się działo!!! Był śnieg, były mroźne spacery, zabawy z kotem, ale były też urodzinki, na które zjechała się rodzina: druga babcia i drugi dziadzio, ciocia z wujkiem i kuzynostwo dziewczynek. Hania wyszalała się jak dziki zając...

Do zabaw na śniegu wystarczył dobry kombinezon, czapka, rękawiczki ...



...i dziadzio!!! Z którym Hania prawie codziennie jeździła do lasu karmić dziki i syrenki... Przepraszam sarenki, ale Hani przejęzyczenie tak mnie rozbawiło, że zostały "syrenki".


A skoki do zaspy okazały się najciekawszym zajęciem...



Asi wystarczyło wylegiwanie się...


Cóż, śniegu było zdecydowanie mniej niż na Wielkanoc, ale wystarczyło...


Hania znalazła sobie przyjaciela, najlepszego na świecie. I co z tego, że na każdym skrawku skóry na jej rękach pozostawił krwawy podpis...miłość do krwi... Dodam, że wzajemna...


Za to Asiunia mogła spędzać całe dni na spacerach. Słońce i lekki mrozik sprawiały, że nie chciała wracać do domu. Przetestowałam wózek w różnych warunkach i zdecydowanie najlepiej się go prowadzi po ubitym śniegu...


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...