Dzisiaj przypinamy czerwone wstążeczki jako wyrażenie naszej solidarności z chorymi na AIDS i zarażonymi wirusem HIV. Ja natomiast postanowiłam napisać co nieco o innym kolorze wstążeczki.
Akcja "Różowa Wstążeczka" ma długą historię. W Polsce od kilku lat jest o niej dosyć głośno, choć pewnie nadal znajdzie się sporo osób, które nie będą wiedziały o co w tej akcji chodzi.
Nowotwory złośliwe sutka są najczęstszymi nowotworami u kobiet. W Polsce notuje się prawie 10 000 nowych przypadków rocznie. Oznacza to, że każdego roku zachoruje 30 kobiet na 100 000. Czy to dużo? Nie wiem, mówimy to o zachorowalności. Umieralność na raka piersi rośnie w tempie 1.6% rocznie. Głównym problemem jest to, że jest on wykrywany za późno. Za przypadki "wczesne" uznaje się zmiany poniżej 0,5 cm!!! A takie są raczej nie wykrywane w samobadaniu... Miałam okazję się o tym przekonać w liceum, w którym pracowałam jako szkolny pedagog. Każdego roku wraz z pielęgniarką organizowałyśmy zajęcia w klasach maturalnych na temat profilaktyki raka piersi. Na zajęcia te sanepid pożyczał nam sztuczną pierś, do której wkładało się różnej wielkości guzy, a następnie każdy próbował je odnaleźć metodą samobadania. Było ciężko, prawie niemożliwie do odnalezienia tych najmniejszych.
Jak wiadomo, ciąża i karmienie zmieniają wygląd piersi, więc po urodzeniu Hanki postanowiłam poprosić mojego, dodam, że bardzo dobrego ginekologa o zbadanie piersi. Jak wielkie było moje zdziwieniem gdy odpowiedział mi, że jeśli chcę, to możemy "się pogłaskać"... w swoim życiu zbagatelizowałby dwa bardzo zaawansowane raki, ale na szczęście jego lekarska intuicja nakazała skierować pacjentki na specjalistyczne badania. Uświadomił mi, że owszem "samobadanie" jest wskazane, ale że niestety czasem usypia sumienie, no bo przecież "się badam" to po co inne badania, a poza tym nie da się wyczuć palcami guza wielkości 2 czy 5 mm, a tylko wykrycie takich daje największe szanse na wyleczenie. Spotkanie to dało mi sporo do myślenia, więc udałam się do poradni chorób piersi w Mikołowie. A tam, niestety, dały znać o sobie polskie realia. USG piersi płatne, terminy od zaraz, z NFZu brak, może za pół roku, no chyba że pilne ze skierowaniem. No to udałam się do lekarza, wyjaśniłam, że to na zlecenie ginekologa i ze skierowaniem udałam się z powrotem, a tam wyśmiali mnie... bo nie ma napisane, że pilne, więc nie ważne! Zrobiłam taką awanturę przy innych pacjentkach i stwierdziłam, że już tam nie wrócę... Postanowiłam skorzystać z polecenia mojego ginekologa i udać się do dr Zbigniewa Smyły w Tychach. Fizjoterapeutka mojej Asi potwierdziła, że jest to bardzo dobry lekarz więc z pełnym zaufaniem udałam się do niego. W czasie badania nie spieszył się... wykonał bardzo dokładne USG i okazało się, że rewelacyjnie nie jest, bo jest niestety echo skanu nie do końca jest prawidłowe. Badanie należało powtórzyć za około 3 miesiące, a że wyjeżdżaliśmy do Anglii, zrobiłam je już po dwóch. Okazało się, że w jednej piersi nadal jest coś nie tak. Wykonał biopsję. Po kilku dniach były wyniki. Wszystko w porządku. Zmiana była w ogóle niewyczuwalna a USG wykryło, że była wielkości 12mm! Doktor Smyła potwierdził, że nie jest się w stanie wykryć palcami tak niewielkich zmian, zwłaszcza u kobiet uprawiających regularnie jakiś sport czy fitness. Jedynym wyjściem jest wykonywanie USG, najlepiej raz w roku.
Dziewczyny, noszenie różowej wstążeczki, czy wypisywanie tych zabawnych komentarzy na facebooku w żaden sposób nie uchroni was przed rakiem piersi. Solidarność z chorymi kobietami jest piękna, ale zróbcie też coś dla siebie samej. Przebadajcie się u dobrego lekarza...proszę. Panowie dbajcie o swoje ukochane kobiety: partnerki, żony, mamy, siostry, córki, wnuczki, przyjaciółki. Wyślijcie te młodsze na USG, a starsze na mammografię. Zróbcie to ze zwykłej troski...proszę.