Ceny biletów w tanich liniach lotniczych sprawiły, że postanowiliśmy na święta pozostać w Anglii... 1000 funtów za naszą czteroosobową rodzinę to zdecydowanie za dużo! Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Był czas na odpoczynek, naukę i pracę - to w przypadku Olka, oraz na spokojne przygotowanie Wigilii. Nie byliśmy sami... co więcej, było rodzinnie... Te szczególne dni spędziliśmy z kuzynem Olka, jego żoną i synkiem. Było z kim pośpiewać kolędy i była możliwość uczestniczenia w Pasterce...
No właśnie... Pasterka...
Obawiałam się, że w czasie Mszy Świętej zaczną powracać wspomnienia...
Nasz "kościół odnaleziony", o którym szczegółowo napiszę w innym poście, sprawił, że po raz pierwszy moje myśli były daleko od tamtych wydarzeń. Urzeczona atmosferą, zapachem i doniosłością katedry oraz tym, że poproszono nas o zajęcie miejsc przy prezbiterium, sprawiło nie byłam w stanie myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, co się działo wokół mnie. Mszę celebrował biskup, już dawno nie słyszałam tak ciepłego głosu i tak zrozumiałego angielskiego...miód dla uszu... a wszystko to uświetniał śpiewem chór. Modliłam się przez samo słuchanie... coś przepięknego. Człowiek ani się nie obejrzał, a już żegnał się w krużganku kościoła z biskupem, który każdemu z osobna składał życzenia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz