Po Nowym Roku nie musieliśmy już rezydować w szpitalu. W końcu zwolniło się miejsce w domu, w którym mieszkają rodzice dzieci przebywających w szpitalu w Bristolu. Ronald McDonald's House jedną z wielu placówek w Anglii, które dosłownie ratują życie rodzicom ciężko chorych dzieci. Jasne, że najlepiej jest człowiekowi w jego własnym domu, a najwygodniej jest spać w swoim własnym łóżku, jednak jeśli można być stale blisko swojego dziecka, ale nie mieszkać w szpitalu, to w takich trudnych chwilach możliwość ta pozwala prawie normalnie funkcjonować.
Mieliśmy własny pokój z łazienką. Dodatkowo w budynku była olbrzymia kuchnia z przypisanymi do danego pokoju półkami, kuchenkami i lodówkami. Był też tam pokój dzienny, pralnia, suszarnia oraz ogród. Czegóż chcieć więcej. Błogosławione miejsce! Pomyśleliśmy kiedyś z Olem, że jeśli kiedykolwiek byśmy wygrali dużą sumę pieniędzy to chcielibyśmy ufundować taki dom.
W końcu można było jakoś żyć. Można było ugotować sobie, co się tylko chciało i normalnie w spokoju przy stole zjeść... Właściwie to z jedzeniem zaczęłam mieć wtedy problemy. Niestety lodówkę mógł już otwierać tylko Olo (zwłaszcza rano), a jeśli jakiś zapach do mnie doleciał, to zlewaki znajdowały się bardzo blisko... więc zawsze zdążyłam. W tym też czasie, jak to w I trymestrze bywa, mogłam spokojnie zaspokoić potrzebę snu. W nocy nie budziła mnie obecność pielęgniarek, a w ciągu dnia rozkładałam łóżo w pokoju Asi.
Dom ten na prawdę pomagał nam redukować stres. Pozwalał regenerować siły, ładować akumulatory.
Ronald McDonald's House in Bristol
Niestety nie mam własnych zdjęć, więc zamieszczam tu te, które udało mi się znaleźć w internecie.
Niestety nie mam własnych zdjęć, więc zamieszczam tu te, które udało mi się znaleźć w internecie.
szkoda, ze w Polsce nie ma takich warunkow o jakich piszesz...a moze gdzies tam sa, a ja o tym nie wiem nawet...pozdrawiam, Justyna
OdpowiedzUsuńja nawet nie słyszałam nigdy o czymś takim, no nie oszukujmy się Polska to Polska. Nie ma się co dziwić. Odkąd moja mama była w ciąży z 5-letnim bratem nie cierpię Polskich lekarzy i szpitali. Kiedy się urodził po jakiś tam badaniach przyszli do mamy i powiedzieli, że Marcin nie przeżyje do piątku, tak o. Wprost. Że ma powiększone serce. To był horror. Później się okazało w Krakowie, ze zdjęcie było źle zrobione i to jest cień serca, a nie powiększone.
OdpowiedzUsuńZuzia. :*
W Polsce polepsza się, ale akurat pod względem kontaktów lekarzy z pacjentami jesteśmy daleko w tyle...
OdpowiedzUsuńPani Aniu!
OdpowiedzUsuńProsimy o bardzo pilny kontakt z Ośrodkiem Rehabilitacyjnym "Odrodzenie" w Katowicach na nasz adres mailowy: osrodek@rehabilitacja.org.pl