"Nie płacz w liście
nie pisz, że los Ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
Kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
Odetchnij, popatrz
Spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij, że jesteś, kiedy mówisz, że kochasz"

ks. Jan Twardowski


















czwartek, 3 lutego 2011

Przygoda czy głupota

Takie rzeczy mogą się przydarzyć prawie każdemu a zwłaszcza komuś, kto nie mieszka nad morzem i nie zna się na przypływach i odpływach. To chyba był kwiecień. Wybraliśmy się na spacer nad morze do Exmouth. Jest tam ładna plaża, którą można pójść z wózkiem na wschód ok. 3 km (dodam, że musi to być wózek terenowy). W plażę miejscami wbijają się wysokie klify, na zboczu których biegnie ścieżka do trekingu (w ten sposób można zejść wybrzeżem całe Zjednoczone Królestwo). Szliśmy tam pierwszy raz. Było przyjemnie, Asia nie marudziła więc zaszliśmy tak daleko na ile pozwalała nam plaża.

Było ładnie, ciekawie, przyjemnie. Nic nie zapowiadało "katastrofy".

Nagle morze zaczęło falować i przybliżać się...


 Gdy doszliśmy do tego punktu, zauważyliśmy, że piasek robi się mokry... Postanowiliśmy wracać, a właściwie gnać. Taka głupia decyzja podyktowana była tym, że mieliśmy wykupiony parking do konkretnej godziny (nie lubię tego systemu, ale na szczęście w Anglii zaczęli od niego odchodzić). Więc, gdybyśmy się zdecydowali na powrót "górą" (nie znaliśmy jeszcze tej trasy i nie byliśmy pewni czy damy radę tamtędy przejść), nie zdążylibyśmy na parking i pewnie kosztowałoby nas to spóźnienie jakieś 100 funtów. 3km to kawał drogi. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak przypływ szybko przychodzi. Byliśmy zestresowani... więc popełniliśmy kolejny błąd. W jednym, chyba z dwóch czy trzech miejsc, gdzie klif wrzyna się w plażę, pojawiła się woda. Więc zdjęliśmy buty, ja wzięłam Asię i bagaże, a Olo wózek i przeszliśmy po wodzie. Ubierając buty spostrzegliśmy, że znaleźliśmy się w potrzasku...jakieś 100 metrów dalej kolejny klif odciął nam przejście, a tym wcześniejszym już nie można było wrócić... Byliśmy przerażeni, ale na szczęście nie byliśmy sami. Ale cóż to za pocieszenie w obliczu nadchodzącej śmierci.
Ktoś pod klifem zaczął nas wołać. Ujrzeliśmy nasze wybawienie...
Metalowe schody... Gdy robiliśmy to zdjęcie prawdopodobnie ich nawet nie zauważyliśmy. Po tej przygodzie, Olek każdemu o nich opowiada.
Dobrzy ludzie pomogli nam się na nie wdrapać. Nie było to łatwe z wózkiem, fotelikiem, tobołami i Aśką, ale dzięki temu mogliśmy podziwiać morze "z góry" i szybciej wrócić na parking.
Teraz za każdym razem wchodząc w Angli na plażę sprawdzamy czy nie ma informacji o nadchodzącym przypływie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...