"Nie płacz w liście
nie pisz, że los Ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
Kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
Odetchnij, popatrz
Spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij, że jesteś, kiedy mówisz, że kochasz"

ks. Jan Twardowski


















poniedziałek, 30 września 2013

Wakacyjny epizod cz. III - Delfinoterapia 2013

Na tę relację pewnie czeka sporo z mich czytelników.  Tak kochani, kolejny raz, dzięki pomocy Was wszystkich udało nam się wyjechać z Asia na delfinoterapię. Tym razem w wyjatkowo dobranym towarzystwie.
Turcja, jak zawsze, przywitała nas przemiła obsługa i bardzo piękna pogoda.
Do hotelu dojechaliśmy tuż przed kolacja. I jakże to było miłe być rozpoznanym przez kelnerów!

Reszta grupy zjechała w nocy i dopiero następnego dnia mogliśmy wszystkich poznać. Jak zazwyczaj, najszybsza integracja miała miejsce w dziecięcym basenie i w wieczornych godzinach na patio.


W tym roku Asia miała inna terapeutkę... I jak to Asia, potrzebuje za dużo czasu na oswojenie i niestety tym razem, jakoś nie dała się przekonać. Kasia, doświadczona i przesympatyczna terapeutka miała nia lada orzech do zgryzienia. Bo nie dość, że Asior uparty, to jeszcze przyplatał się jakiś nerwokaszel. Nie było łatwo. 
Cóż, stwierdziliśmy, że trudno... Fajnie jest jak dziecko jest zadowolone i wykonuje polecenia terapeuty w uśmiechem na twarzy. No, ale nie tym razem... Delfiny i tak zrobia swoje...
O dziwo, w tym roku Asi najbardziej podobało się to, czego nigdy nie lubiła - szybka przejażka z delfinem!!!



Tym razem niestety musiała zostać uruchomiona pomoc rodzica. Wchodziłam do wody na czas sonarowania (wtedy to delfin wysyła bezpośrednio w kierunku centralnego układu nerwowego wiazkę ultradźwięków). Asię zawsze uspakajało moje śpiewanie i przytulanie i trzymanie głowy w wodzie. To, co zauważyłam wtedy u niej, to jej przesadna wrażliwość na delfina i jego sonar. Jednakże miałam okazję się przekonać co to znaczy. W czasie jednej terapii stanęłam w wodzie tuż przy pyszczku delfina. Śpiewałam Asi i przytrzymywałam jej głowę. Po chwili musiałam wyskoczyć z wody, bo nie potrafiłam ustać na nogach z powodu nieznośnego mrowienia. Dostałam tak pożadna dawkę sonaru, że do wody wróciłam dopiero po chwili.

Tak więc dzięki uporowi Asi i jej niechęci do współpracowania, w tym roku delfinoterapia obfitowała w liczne sonarowania, a z każdym dniem pozwalała na więcej i dłużej.


















ps. Zdjecia autorstwa Rafała T., Marcina W. i mojego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...