I przyszedł ...
Hania już w nocy przybiegła do mnie, by obwieścić tą radosną nowinę. I nie wiem jak ona to zrobiła, ale wytrzymała do samego rana, i dopiero, gdy weszłam do ich pokoju, zaczęła rozpakowywać prezenty. Była tak podekscytowana!!!
To takie cudowne wierzyć... w Świętego Mikołaja.
Sama pamiętam doskonale te wszystkie towarzyszące tej nocy emocje i odczucia.
Teraz trochę tego brakuje, ale przyznam się, że uwielbiam Hani widok, gdy jest zaskoczona a jednocześnie wniebowzięta.
"Dawanie" uszczęśliwia nie poprzez prezent sam w sobie, ale poprzez gest i widok szczęśliwych oczu obdarowanego.
Z Hanią nie ma problemu, jeśli chodzi o prezenty. Ona zawsze wie, co chciałaby otrzymać i w jakiej kolejności. Z Asią mamy zawsze problem... bo przecież tutaj o tę radość chodzi...
Więc w tym roku Mikołaj bardzo, ale to bardzo się skupił nad tym, aby prezent nie tyle był praktyczny, co po prostu, by wywoływał u niej jakieś zainteresowanie. I udało mu się!!!
A Hania??? Skoro na urodziny dostała trzy lalki to.... no o cóż innego mogła poprosić jak nie o chłopaka dla lalki? (Żeby się nikt nie czepiał, to bardzo proszę o uszanowanie naszych przekonań zarówno religijnych jak i seksualnych...;-) To nasze prawo).
Ale nie było łatwo. Najpierw musieliśmy ją przekonać, że Mikołaj może przynieść jeden prezent. Potem trzeba było wybrać, która to lala będzie tą pierwszą. Padło na Barbie... Keny w tym roku były bardzo obciachowe więc Mikołaj zdecydował się na...Justina Biebera!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! I to śpiewającego... wystarczy wcisnąć pępek naszego bohatera i ...radość nie ma granic!!!
Ha ha, a raczej HO HO...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz