No i zaszaleliśmy...
Byliśmy nastawieni na to, że Święta Bożego Narodzenia spędzimy w Anglii... Kolejne... bez śniegu, bez rodziny, bez tego wszystkiego, co można mieć tylko w Polsce.
Na dodatek, zupełnie sami (choć wiem, że nasi przyjaciele z Truro już knuli plan, jak nas zakwaterować w ich przepełnionym w święta domu). Ceny biletów były kosmiczne - tanie linie lotnicze tak zarabiają, właśnie z okazji świąt. Połowę taniej byłoby jechać samochodem i problemem nie byłoby to, że jechalibyśmy dwa dni w jedną stronę, tylko to, że o tej porze roku pogoda jest nieprzewidywalna, a utknąć na niemieckiej autostradzie nie jest niczym przyjemnym, zwłaszcza gdy się jedzie z dziećmi. A poza tym na letnich oponach to jak samobójstwo.
Ale zaproszenie na wesele przyjaciela przechyliło szalę...
No i z głupia sprawdziłam ceny i okazało się, że jeśli wyjedziemy dużo wcześniej nie będzie to kosztowało aż tak dużo. Jedyny problem to Asi szkoła i Ola klinika i praca, ale okazało się, że Olo kończy zajęcia 14 grudnia, ja też wtedy. Zaryzykowaliśmy i w pięć minut mieliśmy rezerwację. Olo załatwił wolne w pracy, a i Asia dostała zezwolenie w szkole na kilka wolnych dni.
Tak bardzo się cieszyliśmy, zwłaszcza, że nie planowaliśmy tego wyjazdu.
Nie ma to jak Boże Narodzenie z rodziną u siebie...
ps. Bagaż oczywiście tylko podręczny, resztę wysłaliśmy wcześniej kurierem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz