Postem tym rozpoczynam cykl relacji z naszego pobytu w Polsce... dla dziewczynek, odwiedziny u dziadków to zawsze wielka przygoda. Dla nas tym razem również, gdyż mieliśmy dodatkowych gości - Australijczyków: Johna (Ola przyjaciel z roku) oraz Karolina (jego dziewczyna). Byliśmy podekscytowani i przejęci pogodą, gdyż nie zapowiadano upałów, a zimno jest nieco inaczej rozumiane przez nas i przez mieszkańców gorącej Australii. Niestety pierwszy widok już na lotnisku potwierdził moje obawy... czapki były, ale buty Karoliny to... nawet nie trampki. Ale co tam, moja mama już zaplanowała w co ją ubierze ;-)
Tak więc my przebyliśmy 2000km w ciągu dwóch dni z noclegiem w Kolonii, aby przybyć do chłodnej Polski w sobotę 31 marca, a oni samolotem z Bristolu do Krakowa w niedzielę 1 kwietnia. Organizacja i prostota lotniska zrobiła na nich wrażenie. Przy okazji wytłumaczyliśmy im, tak na wszelki wypadek (założyliśmy, że się im spodoba i że będą chcieli ponownie odwiedzić, chociażby Kraków), jak samemu dotrzeć bezpiecznie, szybko i tanio do samego centrum Krakowa.
Karolina już wcześniej czytała o Krakowie i okolicach, więc mniej więcej wiedzieliśmy, co chcą zobaczyć a my wiedzieliśmy, co chcemy im pokazać. Więc tuż po ich przybyciu do Polski, zabraliśmy ich do wybranego przez nich "obiektu". Szczegóły będą w następnym poście.
Nie znalazłam wersji Marka Torzewskiego, więc niech będzie ta...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz