Dzisiaj w mojej rodzinnej Jabłonce niektóre termometry zanotowały -42 C... sporo... fajnie musi nos sklejać. Uwielbiam to, ale tylko na chwilkę. W Plymouth też zimno -3 C a na jutro zapowiadają -6 C. Niby mało, ale przy tak wilgotnym powietrzu odczuwalna jest sporo poniżej tej, jaką wskazują termometry. Dobrze, że słońce świeci i nie pada tzn. nie kurzy, bo byłoby nie wesoło. W taką pogodę to grzech siedzieć w domu, w końcu to jakaś tam namiastka prawdziwej zimy. Po raz pierwszy ubrałam Hani czapę (tę z pomponem, bo tylko ta zalicza się do czap)... i choć zimno, to i tak można było spotkać wielu w spodenkach i podkoszulkach.
To, po czym można poznać zimę w Anglii, to ogołocone z liści drzewa (często pozostają już tylko owoce), gołe żywopłoty i wszędobylska zielona trawa...
...oraz zgłodniałe kruki, których najwięcej na cmentarzach...
Ale słońce łagodzi to wszystko, więc lepsze słoneczne przymrozki, niż "cieplejsze" deszcze...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz