Nasz pierwotny pomysł był taki, że będę Asię zawozić i przywodzić ze szkoły... nie było źle, oswoiłam się z jazdą. Hanię chcieliśmy zapisać do przedszkola przy Asi szkole, ale jak to w Anglii, na wszystko trzeba czekać, więc postanowiłam zapisać ją również gdzieś blisko domu.
Szkolny transport okazał się być świetnie zorganizowany. Tuż przed 9 rano busiki i taksówki zjeżdżają się na przyszkolny parking, następnie ochroniarz zamyka na kilkanaście minut wjazd na parking, by dzieci bezpiecznie wysiadły z samochodów i przeszły lub przejechały na wózkach do swoich klas. Oprócz kierowcy, który przy tym "rozładunku" pomaga, są specjalni asystenci, którzy pomagają dzieciom i są z nimi cały czas pod czas trasy. Cudowni ludzie...
Bardzo mi się to spodobało, więc złożyłam podanie o transport dla Asi. Czekaliśmy z miesiąc, natykając się na problemy: a to jaki fotelik, jaki wózek, a że waży 21kg to asystenci już nie mogli jej dźwigać. Liczne przepisy bezpieczeństwa stały nam na drodze, ale znaleźliśmy złoty środek.
Asia na wózeczku wjeżdża na windę busa, a w busie ja ją sadzam na foteliku. Przy szkole asystentka podaje jej rękę i pomaga wsiąść do wózka. Dalej windą z busa, a stamtąd zabierają ją już nauczyciele. W drodze powrotnej jest na odwrót. Nauczyciele "pakują" ją do busa a ja ją odbieram.
Tak więc od 8:00 do 16:20 moje dziecko jest poza domem.
Busy pod szkołą - właściwie jakaś ich połowa... |
Dzisiaj pierwszy transport... pewnie wróci bardzo głodna...