Szczęściarze z nas... Mało kto ma okazję być na takim weselu... Trochę Anglii, trochę Rumunii i sporo Polski... Tak to z Aga bywa. Lubi postawić na swoim, a właściwie to nie tylko lubi, ale musi - na całe szczęście wszyscy dobrze na tym wychodza.
A jak już się decydować na ślub, to na taki, jaki podpowiada serce. Tym razem skromny w ilości - przy góralskich weselach każde wydaje się skromne... - najbliższa rodzina plus kilkoro przyjaciół (i ich dzieci). Za to miejsce najpiękniejsze z możliwych... Stwierdziliśmy z Olem, i to na samym poczatku, że jeszcze w tak cudnym miejscu na weselu nie byliśmy...
Do restauracji dochodziło się tunelem... na końcu którego znajdował się przyklejony do klifu modernistyczny budynek, z którego rozpościerał się cudny widok na morze. Po prostu nie mogliśmy wyjść z podziwu...
Nie mówiac o jedzeniu... Risotto z truflami a na drugie dziczyzna, a na tej się akurat znam, i muszę przyznać, że była wyborna.
A najdzielniejsza tancerka była Hania... Wykorzystywała każda chwilę wesela - tak, jakby miało być ostatnie... Zasnęła w ciagu kilku sekund, a rano odkryliśmy, jak powinny wygladać stopy prawdziwej tancerki...