Po powrocie z delfinoterapii się zaczęło... Przeprowadzka...
Pojechaliśmy z Olem do Anglii, aby znaleźć jakieś lokum dla nas. Już dłuższy czas śledziłam tamtejszy rynek nieruchomości, a że nie udało nam się sprzedać domu, szukaliśmy czegoś do wynajęcia. Miałam kilka ofert znalezionych w internacie, ale co z tego, że ładnie coś na zdjęciu wygląda. W przypadku Anglii, trzeba wejść, powąchać, pooglądać, sprawdzić jakie okna, ogrzewanie, okolica...
Plymouth nie znaliśmy, więc tak na prawdę nie wiedzieliśmy, które dzielnice byłyby dla nas bardziej odpowiednie. Wcześniej sprawdziłam umiejscowienie szkół specjalnych i wyszło, że raczej musimy szukać na północny zachód od centrum - więc sprawa załatwiona. W grę wchodziło przynajmniej 2-double bedroom flat/house... to znaczy z dwoma odrębnymi sypialniami nie licząc salonu. I tak mniejszego by nam nie wynajęli. Czekały nas codzienne podróże z Truro do Plymouth... Miło je wspominam i tak bardzo kojarzą mi się z konkretną piosenką:
Pierwsze mieszkanie było prześliczne, pokoje jak na Anglię duże, bardzo ładnie zaprojektowane, ale... na zadupiu. Bez auta czy autobusu ani rusz, a sklepu też w pobliżu nie widziałam. Ale jakby co, to widzieliśmy i wiemy jak wygląda. Druga nieruchomość znajdowała się na bardzo ładnym, malowniczym osiedlu. W pobliżu plac zabaw, Lidl i Tesco, do szkoły nie daleko. Domek miał 3 sypialnie - niewielkie, ale w sam raz i olbrzymi ogród zimowy. Cena trochę wygórowana, ale tak nam się spodobał, że postanowiliśmy więcej nie szukać tylko wziąć ten. Podpisaliśmy papiery, wpłaciliśmy kasę, ale klucze mogliśmy dostać dopiero w piątek. Więc w pozostałe dni odpoczywaliśmy w Truro u przyjaciół. Niestety zadzwoniono do nas, że właściciel będzie mógł być w agencji dopiero w sobotę, a my już mieliśmy wykupiony prom i nie mogliśmy zostać dłużej, więc zdecydowaliśmy się na odbiór kluczy jak już przyjedziemy do Plymouth z dziewczynkami. Tak więc załatwianie mieszkania poszło szybko i łatwo (ale tylko dlatego, że Olo miał już kontrakt z pracy, że potwierdzili jego zarobki oraz że mieliśmy referencje od poprzedniej właścicieli mieszkania, które wynajmowaliśmy w Exeter).
Pojechaliśmy z Olem do Anglii, aby znaleźć jakieś lokum dla nas. Już dłuższy czas śledziłam tamtejszy rynek nieruchomości, a że nie udało nam się sprzedać domu, szukaliśmy czegoś do wynajęcia. Miałam kilka ofert znalezionych w internacie, ale co z tego, że ładnie coś na zdjęciu wygląda. W przypadku Anglii, trzeba wejść, powąchać, pooglądać, sprawdzić jakie okna, ogrzewanie, okolica...
Plymouth nie znaliśmy, więc tak na prawdę nie wiedzieliśmy, które dzielnice byłyby dla nas bardziej odpowiednie. Wcześniej sprawdziłam umiejscowienie szkół specjalnych i wyszło, że raczej musimy szukać na północny zachód od centrum - więc sprawa załatwiona. W grę wchodziło przynajmniej 2-double bedroom flat/house... to znaczy z dwoma odrębnymi sypialniami nie licząc salonu. I tak mniejszego by nam nie wynajęli. Czekały nas codzienne podróże z Truro do Plymouth... Miło je wspominam i tak bardzo kojarzą mi się z konkretną piosenką:
Pierwsze mieszkanie było prześliczne, pokoje jak na Anglię duże, bardzo ładnie zaprojektowane, ale... na zadupiu. Bez auta czy autobusu ani rusz, a sklepu też w pobliżu nie widziałam. Ale jakby co, to widzieliśmy i wiemy jak wygląda. Druga nieruchomość znajdowała się na bardzo ładnym, malowniczym osiedlu. W pobliżu plac zabaw, Lidl i Tesco, do szkoły nie daleko. Domek miał 3 sypialnie - niewielkie, ale w sam raz i olbrzymi ogród zimowy. Cena trochę wygórowana, ale tak nam się spodobał, że postanowiliśmy więcej nie szukać tylko wziąć ten. Podpisaliśmy papiery, wpłaciliśmy kasę, ale klucze mogliśmy dostać dopiero w piątek. Więc w pozostałe dni odpoczywaliśmy w Truro u przyjaciół. Niestety zadzwoniono do nas, że właściciel będzie mógł być w agencji dopiero w sobotę, a my już mieliśmy wykupiony prom i nie mogliśmy zostać dłużej, więc zdecydowaliśmy się na odbiór kluczy jak już przyjedziemy do Plymouth z dziewczynkami. Tak więc załatwianie mieszkania poszło szybko i łatwo (ale tylko dlatego, że Olo miał już kontrakt z pracy, że potwierdzili jego zarobki oraz że mieliśmy referencje od poprzedniej właścicieli mieszkania, które wynajmowaliśmy w Exeter).
Po powrocie do domu zaczęło się pakowanie rzeczy, wyrzucanie tych niepotrzebnych i wynoszenie do piwnicy tych, które może kiedyś będą potrzebne. Było tego sporo... Z przeprowadzki zrezygnowaliśmy, za te pieniądze postanowiliśmy kupić w Anglii nowe meble, po prostu się to nie opłacało. Oczywiście im bliżej było do terminu wyjazdu, tym bardzie się przejmowaliśmy tą naszą decyzją.
Tak bardzo żal nam było opuszczać nasz dom... ale decyzja zapadła już dawno...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń