Dzisiejszy poranek rozpoczęłam dość egzotycznie. Mama Hani przyjaciółki zaprosiła mnie na kawę - tuż po odprowadzeniu dziewczynek do szkoły. Tak się złożyło, że dopiero co byli w Korei i powrócili z zapasami - 100 kg różnego rodzaju koreańskiego żarełka. Hania zdarzyła już posmakować koreańskich "nudli", mnie to czeka w piatek. Za to dzisiaj spróbowałam koreańskiego jabłka - bardzo soczyste, słodkiego ziemniaka, kasztanów (sa mniejsze i mniej słodkie) oraz suszonych rybek. Wyśmienite, można je dodawać do potraw, albo same - ponoć najlepsze z piwem. A na koniec dowiedziałam się jak oprócz sushi, można zjadać liście nori - podpieczone na patelni i zamaczamy w dresingu: sos sojowy, olej sezamowy i sezam - bardzo smaczne...
Wkrótce zacznę gotować nie tylko koreańskie potrawy... mam jeszcze koleżanki z: Chin, Brazylii, Maroko, Syrii, Libanu, Iraku, Iranu, Armenii...
A oto koreańskie rybcie...