Orawa biała, więc nie jest jeszcze za późno na wspomnienia z naszego zimowego pobytu w Polsce. Tym razem tylko w Jabłonce, i tylko ja i dziewczynki. I tylko na jeden tydzień... To zdecydowanie na krótko, ale cóż, tylko tyle wolnego Asia miała w szkole. Ale za to ile się działo!!! Był śnieg, były mroźne spacery, zabawy z kotem, ale były też urodzinki, na które zjechała się rodzina: druga babcia i drugi dziadzio, ciocia z wujkiem i kuzynostwo dziewczynek. Hania wyszalała się jak dziki zając...
Do zabaw na śniegu wystarczył dobry kombinezon, czapka, rękawiczki ...
...i dziadzio!!! Z którym Hania prawie codziennie jeździła do lasu karmić dziki i syrenki... Przepraszam sarenki, ale Hani przejęzyczenie tak mnie rozbawiło, że zostały "syrenki".
A skoki do zaspy okazały się najciekawszym zajęciem...
Asi wystarczyło wylegiwanie się...
Cóż, śniegu było zdecydowanie mniej niż na Wielkanoc, ale wystarczyło...
Hania znalazła sobie przyjaciela, najlepszego na świecie. I co z tego, że na każdym skrawku skóry na jej rękach pozostawił krwawy podpis...miłość do krwi... Dodam, że wzajemna...
Za to Asiunia mogła spędzać całe dni na spacerach. Słońce i lekki mrozik sprawiały, że nie chciała wracać do domu. Przetestowałam wózek w różnych warunkach i zdecydowanie najlepiej się go prowadzi po ubitym śniegu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz