Do Polski mieliśmy już lecieć w kwietniu, ale okazało się, że na termin w konsulacie RP w Londynie w sprawie paszportu dla Asi musimy poczekać 4 miesiące, wizytę przełożyliśmy na wrzesień. Wyprawiliśmy dla niej chrzciny jak się patrzy! Sam chrzest też był niezwykły. Udzielał go nasz znajomy ksiądz Krystian (który jak tylko dowiedział się, że spodziewamy się potomka, mówił do mnie "cześć dziewczyny" - skąd on to wiedział? Wraz z Asią chrzono dwoje chłopaków. Rodzice naubierali ich, a tak ciepło było. Asia nawet gołe stopy miała - i tak jej zostało do dziś, jak tylko ma taką możliwość, to je od razu ściąga. W połowie uroczystości (dodam, że było to święto Najświętszego Serca Jezusowego - odpust w naszej parafii), rozpętała się burza z gardobiciem. Było tak głośno...Jak przyszła, tak odeszła...jak to burza.
Później pojechaliśmy do mojego domu rodzinnego w górach. Babcia dumnie spacerowała po osiedlu, a dziadek oprowadził Asię po ogrodzie, zapoznał z psem i kotem. Jednym słowem wiejska sielanka.
Potem wizyta w ukochanym przez nas Krakowie. Jest to miasto, które zawsze będzie wywoływać u mnie tak bardzo pozytywne emocje i odczucia. Poza tym sporo naszych przyjaciół tam pozostało...
No i nie mogło zabraknąć naszych pięknych Tatr. Tradycyjnie pojawiła się Dolina Chochołowska. Asia musiała poznać to miejsce. W końcu tam spędzałam wakacyjne miesiące. Miejsce tak kochane przeze mnie... i ludzie, którzy tam żyją...
Moze sprobowac reiki ? Albo terapia tlenowa?
OdpowiedzUsuń