Wakacje ledwo się zaczęły (w Polsce bo tutaj nadal rok szkolny trwa), a ja tu piszę "witaj szkoło..."
Cóż, nasze wakacje potrwaja do końca sierpnia, więc nie będzie czasu na zakupy i przygotowania, a nasza kruszynka raczej nie zgrubnie przez dwa miesiace, więc postanowiliśmy przed wyjazdem wszystko przygotować.
Zacznę od tego, iż w Anglii nie ma obowiazku szkolnego. Jest obowiazek edukacji, ale to rodzice decyduja czy będzie to szkoła czy dom. Jako pedagog, wiem ile pracy trzeba włożyć w edukację dziecka i raczej nie jestem gotowa na homeschooling... poza tym Hania jest teraz w takim wieku i ma taki a nie inny charakter, że łatwiej jest jej się podporzadkować trenerom i nauczycielom oraz grupowej dyscyplinie. Za bardzo ciagnie ja do dzieci, a poza tym szkoła jest najlepsza dla niej szansa na naukę obcego języka, a właściwie to nie obcego, tylko drugiego - równorzędnego.
Ci, co znaja Hanię, pewnie złapia się za głowę - "że co, szkoła.... przecież ona jeszcze nie ma 5 lat!"
To prawda, a i tak będzie najstarsza w klasie. Gdyby urodziła się 5 godzin wcześniej, już od roku chodziłaby do szkoły. Jednak miało być inaczej. Ciaża dłuższa o tydzień i poród dokładnie 1-go września, sprawiły, że na nasze szczęście, Hania do szkoły pójdzie dopiero we wrześniu tego roku. ("na szczęście" - bo miała dodatkowy rok na naukę angielskiego - teraz już nie ma z nim problemu).
A nasza przygoda ze szkoła zaczęła się już w grudniu. Wtedy to wysłałam aplikacje, a wszystko było śmiesznie proste. Zapisu dokonuje się on-line. Wybiera się szkołę pierwszego, drugiego i trzeciego wyboru - można wybór uzasadnić. O wyborze konkretnej szkoły decyduje coś w rodzaju lokalnego wydziału edukacji - dyrektorzy i nauczyciele nie maja na to wpływu (choć jak się okazało, w przypadku szkoły specjalnej dało się wpłynać na decyzję ;-) )
W Anglii jest regionalizacja, więc dzieci zazwyczaj chodza do najbliższej szkoły. Do innej sa przyjmowane głównie ze względów religijnych np. szkoły katolickie. My zdecydowaliśmy się na zwykła publiczna szkołę - do katolickiej, a jest ich w Plymouth kilka, mamy za daleko. Trzeba by było Hanię zawozić i przywozić, a to było by trudne do pogodzenia ze szkolnym transportem Asi.
A szkoły szukałam już rok wcześniej... Czytałam raporty OFSTEDu o różnych szkołach, popytałam sasiadów, poobserwowałam rodziców przy konkretnych szkołach no i stwierdziłam, że skoro okulistka, trener rugby, chirurg szczękowy i kilka innych osób z naszej parafii ma dzieci właśnie w Montpelier Primary School, to musi to być dobra szkoła. Więc została moim pierwszym wyborem. Kolejne to też były bardzo dobre szkoły, ale do tej mamy 10 minut na nogach. Najbliższej szkoły, obfitej w rodziców z poważna nadwaga i palacych pod szkoła papierosy nie wybrałam, choć raport był całkiem dobry.
I udało się. W kwietniu otrzymaliśmy list, że Hania została przyjęta do Montpelier. W czerwcu miałam okazję zobaczyć Hani klasę i poznać jej nauczycieli. Jak się okazało, w tej samej klasie będzie Hani koleżanka z placu zabaw, oraz trzy inne osoby z jej przedszkola. A wczoraj w domu, Hanię odwiedziły jej dwie nauczycielki. Porozmawiały z nia, zobaczyły jej rysunki i umówiły się na spotkanie w szkole tuż przed naszymi wakacjami. Hanusia była bardzo podekscytowana. A po wizycie pojechaliśmy na mundurkowe zakupy. W przebieralni było istne szaleństwo... Ciężej z rozmiarówka, bo na naszym petit child wszystko wisi... Co tam, starczy na dłużej...
ps. rajtuzy będa szare....