Przyszedł czas na kolejna Zabajkę... Tym razem same, bez Hanusi. Liczyłyśmy na śnieg, bo to grudzień był, ale niestety...
Asia znała już ośrodek, bez problemu odnalazła jadalnię ;-)
I ponownie, hipoterapia okazała się jej ulubiona terapia... Tym razem pozwalała sobie na liczne akrobacje. A ja z największa przyjenościa wygrzewałam się przy olbrzymim kominku.
Po koniach wskakiwała do wanny pełnej przyjemnej ciepłej wody i relaksowała się w swoim prywatnym jacuzzi.
Na SI nie trzeba było jej namawiać... No bo kto nie lubi huśtawek!!!
Zmęczona, podsypiajac nie poddawała się i dzielnie "zasuwała" na rotorze. Tym razem miała więcej cierpliwości...
Tym razem zrezygnowaliśmy z dogoterapii na rzecz pajaka - to w zwiazku z Asi zabiegiem. Ale zwierzat nie brakowało. Oprócz konia był... kot! Przychodził codziennie i łasił się do Aśki. Właściwie to polował na jej wózek... Asia, ku mojemu zdziwieniu, zaakceptowała to żywe futerko i sama go zaczepiała.
A po obiedzie moje dziecko, przy przypływie oksytocyny, zasypiało w sekundę.
Czasem nawet nie zdażyła wejść do końca do swojego namiociku.
Wolny czas? Za dużo go nie było, dni były krótkie, ale głownie spacerowałyśmy w pobliżu ośrodka.
A na zakończenie czekała na nas niespodzianka - przedstawienie!!!