"Nie płacz w liście
nie pisz, że los Ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
Kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
Odetchnij, popatrz
Spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij, że jesteś, kiedy mówisz, że kochasz"

ks. Jan Twardowski


















poniedziałek, 23 września 2013

Asia na Allegro!!!

Moi drodzy!!!
Asia od dzisiaj jest pod opieka drugiej fundacji. W ramach jej działalności, będziemy nie tylko gromadzić fundusze z darowizn i 1%, ale przede wszystkim będziemy organizować aukcje charytatywne. 
Aukcjami będzie się zajmować głównie moja siostra Julka. Wiem, że na chwilę obecna udało się jej pozyskać fanty od polskiej reprezentacji skoczków narciarskich!!! A sporo innych osób zadeklarował swoja pomoc. 
Jeśli znacie kogoś, kto mógłby nas wesprzeć, przekażcie dalej tę informację. Wystawiane będa zdjęcia z autografami, płyty, plakaty, ubrania a także usługi np. strzyżenie, robienie makijażu, fotografowanie, itp.

Już wkrótce otrzymamy pełne potwierdzenie od allegro, że aukcje wystawiane pod nickiem: asiasrokosz maja status aukcji charytatywnych.

Na obecna chwilę potwierdzenie statusu Asi, jako podopiecznej fundacji "Słoneczko", można uzyskać telefonujac do fundacji, dane tutaj: Fundacja Słoneczko a Asi numer to 460/S.

Dziękuję wszystkim zaangażowanym. Proszę, pomóżcie Asi kolejny raz wyjechać na delfinoterapię.



W sprawie przyłaczenia się do aukcji, można pisać do mnie zostawiajac komentarz pod postem, lub piszac maila: annasrokosz@gmail.com . Adres do wysyłki fantów podam zainteresowanym droga mailowa prywatnie.


Kim jest Asia?

Asia ma 6 lat, urodziła się zdrowa i prawidłowo się rozwijała. Mając 10 miesięcy zachorowała na zapalenie mózgu o niewyjaśnionej przyczynie. W wyniku choroby straciła wzrok, słuch, zdolności poruszania się i porozumiewania. Ma padaczkę lekooporną i lewostronny niedowład. Intensywna rehabilitacja oraz siła i charakter Asi pomogły jej na nowo widzieć i słyszeć. Trzy lata fizjoterapii oraz może wylanych łez sprawiły, że we wrześniu 2010 roku Asia znowu zaczęła chodzić. Jest bardzo pogodną i wesołą dziewczynką. Niestety do tej pory nie mówi i nie komunikuje swoich potrzeb. Niewiele rozumie też z tego, co się do niej mówi. 
Dzięki akcjom charytatywnym Asia już trzy razy brała udział w bardzo kosztownej delfinoterapii. Za każdym razem obserwowaliśmy u niej pozytywne zmiany. Jest bardziej spokojna, skupiona i mamy wrażenie, że rozumie nas nieco więcej. A co najważniejsze, od prawie trzech lat nie miała napadów padaczkowych. 
Asia jest coraz bardziej chętna do współpracy. W zwiazku z tym, chcielibyśmy oprócz delfinoterapii, zapewnić jej również turnusy rehabilitacyjne i logopedyczne. Koszt rocznych wydatków może wynieść nawet 40 tyś. zł. 

piątek, 20 września 2013

Wakacyjny epizod cz.II - WALDKI

Kolejne wakacyjne "wojaże" i przygody przeżywaliśmy z Waldkami, naszymi przyjaciółmi z Krakowa. Ich dzieci zostały "odstawione" do szkoły językowej w Torquay, a oni, w końcu, po tylu latach dzieciowania, mogli spędzić urlop tylko we dwoje. No, prawie we dwoje, bo od czasu do czasu towarzyszyła im przyzwoitka: ja, albo Olo.

Jeszcze przed wyjazdem znajomi straszyli ich angielska pogoda, jazda po drugiej stronie, no i że Plymouth jest szare i brzydkie. Wszyscy dziwili się, że właśnie Anglię wybrali na wakacje. Choć ich obawy były niebezpodstawne, w końcu tu deszczowo, a wynajęcie auta i jazda po drugiej stronie dla niektórych jest nie do przejścia, to okazało się, że odwaga i szaleństwo wzięły górę nad stresem i lękiem.

I nie zawiedli się!!! Anglia (Devon i Kornwalia) ukazały im się od swej najpiękniejszej strony.

A po powrocie stwierdzili, że to był ich najlepsze wakacje!!!

Poniżej mały fotoreportarz.


 Okolice Plymouth, piękne, kolorowe i słoneczne...


Rodzina Tudorów w nowej odsłonie

Typowa angielska lodziarnia... jest klimat!!!

A pogoda była na tyle nieangielska, że nawet basen zaczał się zapełniać

Nie mogło też zabraknać rajskiej plaży i całodziennego leniuchowania


Podczas gdy na plaży świeciło słońce, na oddalonym o kilka mil Land's Endzie mgła wprowadziła niesamowita atmosferę

A o tym miejscu powstanie odrębny post...


Dziki Dartmoor, po prostu cudo natury...


 Ale ogólnie, było leniuchowato... TAKE IT EASY!




czwartek, 12 września 2013

CUD!!! W końcu bez leków...

Myślałam, że taki dzień nigdy nie nastapi, choć nadzieję miałam cały czas...
Od momentu choroby Asia, aż do wczoraj była na lekach epileptycznych, przeróżnych, gdyż różne miała napady. Od prawie trzech lat mieliśmy spokój... dawka subterapeutyczna, wyliczona na 18 kg (aktualna waga to ok. 26 kg) była stopniowo zmniejszana, aż do wczoraj.

Dzisiaj w końcu bez, było spokojnie... Mam nadzieję, że już tak zostanie... ale zdaję sobie sprawę, że wszystko może powrócić.


wtorek, 10 września 2013

Wakacyjny epizod cz.I - U LA LA

Szkoła się właśnie zaczęła, a ja zaczynam pisać wspomnienia z wakacji. No w końcu kiedyś trzeba... Tydzień temu wróciliśmy i powoli wchodzimy nasz codzienny rytm.

A lato 2013 roku było wyjatkowo piękne... zwłaszcza w Anglii. Od kilkudziesięciu lat nie było tylu ciepłych, bezdeszczowych dni. Jeśli ktoś wybiera Anglię na swoje letnie wakacje, powinien decyzję dobrze przemyśleć. W tym roku było nieco inaczej. To Anglicy odwoływali swoje zagraniczne tropikalne wakacje, by powygrzewać się na lokalnych plażach czy w cudnych parkach i ogrodach. I wcale im się nie dziwię, gdyż Anglia w cieple i słońcu staje się zupełnie innym krajem, a kornwalijskie plaże nie maja sobie równych w całej Europie (nie mówię, że sa najpiękniejsze, ale to, że w swym pięknie sa inne). Jedyny mankament to angielskie ceny i jedzenie, ale to da się obejść...

Tak też uczyniła ULA...

Ula, nasza koleżanka, która poznaliśmy na pierwszej delfinoterapii, tanimi liniami doleciała do Bristolu, a stamtad odebrał ja Olo. Spędziliśmy razem cudowny tydzień. Ponoć jeśli urlopować, to tylko z Ula, bo pogoda zawsze jest jej łaskawa. Tak też było i tym razem... Nietypowo, bo bardzo ciepło i słonecznie.

A zaczęło się od Kornwalii...

Nie mogło zabraknać Kynance Cove!!!




oraz Cornwall Cream Tea... (drożdżowe bułeczki "scons", dżem i "clotted cream", czyli coś pomiędzy śmietana a masłem)



A kolejnym punktem stało się tradycyjnie Porthcurno i Minack Theatre...




oraz Land's End.





Po tym wypadzie, stwierdziłam, że Ula zobaczyła to, co ciekawsze i teraz już nic tego nie przebije...
Ależ się myliłam...

Do Cawsand-Kingsand popłynęłyśmy łódka. Byłam tam po raz pierwszy i nie ostatni... Wioseczki zauroczyły nas od pierwszego widoku, a atmosfera przecudna, zupełnie przeniosła nas gdzieś w śródziemnomorskie klimaty.







Był też Dartmoor...



oraz wiecznie atrakcyjny Tintagel...






oraz nowo odkryty Rame Penninsula






Ula, proszę o komentarz... 

środa, 4 września 2013

Huuuurrrrraaaaa - szkoła!!!

Jedni się ciesza a inni rozpaczaja... w naszym domu wszyscy się cieszymy: Asia, bo powrót do szkoły to również powrót do jej rytuałów i planu dnia; Hania, bo coś nowego się zaczyna; Olo, bo odpoczywanie już go zmęczyło; no i ja - dzieci i maż z głowy, to się czymś innym można zajać.






A dla Hani to wyjatkowy dzień, bo po raz pierwszy poszła do szkoły, więc nie mogło zabraknacć TYTY pełnej słodyczy...



wtorek, 27 sierpnia 2013

St. Michael's Mount


St. Michael's Mount czekało na nas od dawna... Wiele razy przejeżdżaliśmy obok i nawet zatrzymywaliśmy się by popatrzeć, ale dopiero teraz udało nam się przejść przez morze sucha stopa.

ŻE CO??? Zapytacie...

A że to.... St. Michael's Mount pieszo jest dostępne tylko w czasie odpływu, czyli raczej krótko w ciagu dnia i za każdym razem, kiedy tam byliśmy, był przypływ. Tym razem, uparliśmy się... Sprawdziliśmy godziny odpływu i okazało się, że tego dnia zdarzymy dojechać i być może uda nam się również zwiedzić zamek. Może, gdyż z Asia to nigdy nie wiemy, czy będziemy w stanie osiagnać cel.





Po przybyciu na parking upewniliśmy się co do odpływu. Był, a ścieżkę prowadzaca do wyspy zobaczyliśmy po raz pierwszy w życiu.
Niestety architektura terenu raczej odstraszała niepełno sprawnych. Pani w kasie pokazała nam na zdjęciach utrudnienia w poruszaniu się i tym samym upewniła nas w tym, że wózkiem nie ma szans na zwiedzenie wyspy...

Więc Olo podjał męska decyzję... Idziemy, ile może iść za rękę, to to tyle pójdzie, a resztę "na barana".


I przeszła, nawet sporo...

Zamek za bardzo nas nie zachwycił - nasze "fortece" sa bardziej imponujace, nawet jesli pozostaly po  nich same ruiny...
Za to ogrody angielskie... zawsze piękne i wypielęgnowane.



Zdarzyliśmy zobaczyć zamek, ale na ogrody już nie starczyło nam czasu. Z daleka dostrzegliśmy, że przypływ powoli zabiera nam możliwość przejścia na druga stronę. Mogliśmy czekać na pełny przypływ, by na brzeg wrócić łodzia, co było by nieco trudne dla nas, albo gnać co sił by przejść kolejny raz sucha stopa.


No i przeszliśmy w tzw. ostatnim momencie, choć po nas znalazło się sporo odważnych wędrowców, ale co do tej "suchej stopy" to już nie jestem pewna...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...