"Nie płacz w liście
nie pisz, że los Ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
Kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
Odetchnij, popatrz
Spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij, że jesteś, kiedy mówisz, że kochasz"

ks. Jan Twardowski


















środa, 28 listopada 2012

To już dwa lata...

I minęły dwa lata bez napadów... Epilepsja to straszna choroba, nigdy nie wiesz, czy po kolejnym napadzie twoje dziecko "powróci" do ciebie. Czasem jest tak, że niestety napady powodują regres, a czasem odwrotnie, ale nigdy nie wiesz... I patrzysz w trakcie napadu na dziecko, które jest w tym czasie w zupełnie innym świecie, patrzysz i czekasz licząc i modląc się, by się skończyło zanim minie 5 minut. Po tym czasie nie pozostaje nic innego, jak podanie specjalnego leku i dzwonienie po karetkę. Asia w swym krótkim życiu miała całą masę przeróżnych napadów, również i takich, których zwykli "przechodnie" by nie zauważyli. Mam je wszystkie sfilmowane i czasem przez przypadek "otwierają się"...
Mamy tak wielkie szczęście... A najdziwniejsze jest to, że Asia nigdy nie reagowała poprawą na podwyższanie dawek leków. Trzeba było schodzić do zera i wprowadzać nowy, i zawsze uspokajało na się na tzw. dawce subterapeutycznej, czyli czasem na mniejszej niż minimalnej. Na obecnej depakinie (granulki) jest od dwóch lat. W tym czasie oczywiście przybrała na wadze, ale skoro jest spokój, to dawka nie była dostosywana do wagi. Mądry neurolog wie, że nie zawsze przepisowo znaczy lepiej.
I odpukać, jest dobrze, a może być lepiej...

Po konsultacji z naszym tutejszym lekarzem, zdecydowaliśmy się wykonać EEG i jeśli będzie dobry wynik (zapis nie będzie nigdy poprawny!!! przy takim zniszczeniu mózgu jest to niemożliwe). Zobaczymy jakie są wyładowania... i jeśli nie będzie źle, zaczniemy odstawianie leku... Wiem, że napady mogą powrócić i bardzo się tego boję, ale chcemy spróbować. Nie ma leków obojętnych... zwłaszcza przeciwpadaczkowe mają tyle skutków ubocznych...

To nasz kolejny mały cud...

I tak się zastanawiam komu/czemu go zawdzięczamy???

Dwa lata temu pod koniec wrześnie pojechaliśmy do Toskanii na nasz urlop. Drugi tydzień spędzaliśmy w Arezzo i wtedy to zdecydowaliśmy, że musimy jechać do Watykanu podziękować przy grobie Jana Pawła II. Olo szedł prowadząc wózek Asi, a ja z małą, wtedy dwuletnią Hanią. Uklękłam i z Hanią się modliłam, dziękowałyśmy, że się dobrze układa. Ale ja oczywiście musiałam napomknąć... Poprosiłam o maleńkie uzdrowienie, takie maleńkie...z epilepsji... Ze szczegółami pamiętam to do dziś. 

A potem były delfiny...

I tak minęły te dwa lata spokoju...


piątek, 16 listopada 2012

Remembrance Day

"Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył
chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem,
chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył,
to temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem."
K.K. Baczyński "Polacy"

Nie tylko w Polsce 11 listopada jest ważnym dniem, nie tylko dla Polski I Wojna Światowa, a zwłaszcza jej zakończenie miało znaczenie.
W wielu krajach, nie tylko w Europie w dniu tym wspomina się tych, którzy walczyli lub walczą, aby inni mogli żyć w pokoju.

W tym roku w Anglii Remembrance Day pokryło się z Armistace Day, więc tym bardziej hucznie obchodzono ten wyjątkowy dzień (11 miesiąc, 11 dzień, 11 godzina).

Dokładnie o 11:00 cały kraj zatrzymuje się na dwie minuty, by oddać cześć poległym oraz walczącym na różnych frontach. W dniu tym szczególnie pamięta się o weteranach i ich rodzinach. Jest to niesamowite, gdy widzi się tylu żołnierzy i wojskowych na raz, a w Plymouth zwłaszcza, gdyż tutaj pierwotnie była baza morskiej marynarki wojennej.

Nasze świętowanie polskiego Dnia Niepodległości jak i angielskiego Remembrance Day rozpoczęliśmy od Mszy Świętej w katolickiej katedrze. A, że kończyła się ona o 11:00, to właśnie tam uczciliśmy dwoma minutami ciszy pamięć tych, którzy walczyli na różnych frontach za wolność, "naszą i waszą wolność".





Po Mszy Świętej udaliśmy się na Hoe, dzielnicę Plymouth na klifie, gdzie znajduje się kilka pomników poświęconych żołnierzom. Przy każdym z nich gromadziły się tłumy ludzi, a na głównym placu odbywały się defilady różnych oddziałów wojskowych i grup paramilitarnych.



widok z Hoe

Tego dnia wszyscy mają przypięte na piersi charakterystyczne maki. Stąd też ten dzień nazywany jest Poppy Day. Kwiaty ten mają dla nas to samo skojarzenie (Bitwa pod Monte Cassino) i oznaczają krew przelaną w walkach o wolność narodów i ludzi.
Z maków (sztucznych) przyozdabia się wieńce, które następnie kładzie się pod pomnikami i na grobach żołnierzy.





Innym sposobem na uczczenie pamięci tych, którzy oddali za nas życie, jest dekorowanie makami małych drewnianych krzyży, które następnie wbija się w ziemię w wyznaczonych miejscach. Na niektórych ludzie wypisują imiona i nazwiska żołnierzy, oraz rok i miejsce, gdzie polegli.



D-D oznacza D-Day, niedaleko Plymouth, ze względu na podobieństwo ukształtowania terenu, przygotowywano żołnierzy do tej akcji



Mama z synem, w ręce trzyma on krzyż, który następnie złożył na pomniku pod tablicą z nazwiskiem bliskiej osoby


Największy w Plymouth pomnik z tablicami, na których są wypisane tysiące nazwisk osób, którzy zginęli w walkach o wolność Anglii


Hania bardzo przeżywała ten dzień. Cały czas prosiła mnie o opowieści o bitwach, o żołnierzach a to, co tego dnia zobaczyła, przeniosła na kartkę.
W Plymouth znajduje się również pomnik Polskiej Marynarki Wojennej. Zawsze 11go listopada wraz z licznymi Polakami burmistrz Plymouth oddaje cześć poległym bohaterom.


Ale nie tylko Polska Marynarka Wojenna stacjonowała na południu kraju. Pewnie wszyscy słyszeli, że nasi żołnierze wspierali siły RAFu, a największą popularnością zasłynął Dywizjon 303. Podczas naszej pierwszej wyprawy do Londynu, byliśmy świeżo po przeczytaniu "Sprawy honoru", więc koniecznie musieliśmy odnaleźć ten słynny pomnik poświęcony lotnikom z RAFu.

Najpierw udaliśmy się na miejsce "rozrywki". To w tym pubie polscy lotnicy bawili się w wolnym czasie. Jeszcze do niedawna w pubie wisiały ich zdjęcia a przed budynkiem stał pamiątkowy samolot. Wszystko zostało przekazane muzeum, ale jakiemu, to nie wiem.


w tym miejscu stał samolot
Następnie z pubu, minęliśmy lotnisko RAFu i udaliśmy się w kierunku pomniku. Nasze zaskoczenie było olbrzymie. Pomnik był piękny, zwracał na siebie uwagę z daleka. Na głównej płycie wymienione byłe nazwy dywizjonów, a na tylnej, półokrągłej wypisane były nazwiska wszystkich polskich lotników walczących w królewskich siłach.
Aż się człowiek wzruszył, że nawet za granicą oddają cześć polskim żołnierzom (tu przypomina mi się zwiedzane kilka lat temu to maleńkie muzeum pod Somosierrą w Hiszpanii, gdzie polska Szarża pod dowództwem Napoleona pokonała Hiszpanów - proszę, jaki respekt względem wroga).




boczna ściana pomniku z wypisanymi nazwiskami

tylnia ściana pomniku


polscy patrioci...


środa, 7 listopada 2012

Haniutkowe urodzinki...

A imprezy były trzy...
1. W Wyrach z babciami i dziadkami i kuzynami i wujkami i ciociami...
2. We Wrocławiu, to taka niespodzianka od chrzestnych. W czasie naszej podróży powrotnej do Anglii, zatrzymaliśmy się na nocleg u przyjaciół, a tu... na Hanię czekał przepyszny tort...
3. W Plymouth - na tę imprezę Hania czekała chyba z pół roku. Stale przypominała, co chciałaby dostać oraz to, że na jej urodzinach koniecznie musi być Wiktor. I się udało...

Poniżej relacja fotograficzna z tego, jakże ważnego dla niej i dla nas dnia.


Poranne życzenia i uściski... HANIA urodziła się tuż przed wschodem słońca 1go września - "dziecko wojny", jak to mówi jej chrzestny...


Zawsze jak jest zaskoczona i zachwycona, przestaje mówić i się uśmiechać. Jest w pełni skupiona na tym, co ją interesuje, tak jakby nie chciała stracić ani sekundy tego cennego czasu... tego zachwytu...


Oczywiście nie mogło obyć się bez kolejnego tortu i bez dmuchania świeczek...



A, że pogoda była cudowna, jak na nietypowe deszczowe i chłodne lato, udaliśmy się z gośćmi do parku na plac zabaw. Hania miała radochę z przebywania z Wiktorem, a Asia w końcu mogła się w pełni nacieszyć ciocią Gabi (ze wzajemnością oczywiście).




Ale w końcu upomniała się o zdjęcie...


Jednak fotomodelką tego dnia została Asia...







sobota, 3 listopada 2012

Kochający Boga...


Świadomie pomijam kilka oczekujących na publikację postów... Uroczystość Wszystkich Świętych to wyjątkowy czas... Każdy przeżywa go na swój sposób. Dla mnie jest to jeden z najpiękniejszych dni w roku, zawsze pełen duchowego szczęścia. I choć tradycją jest odwiedzanie grobów i wspominanie zmarłych z naszych rodzin, i choć nie rzadko smucimy się z tego rozstania, to w moim sercu jest jednak więcej radości.
W Anglii brakuje mi tego "innego", naszego świętowania. Oczywiście wszystkie Kościoły Chrześcijańskie świętują tego dnia, jednak to nie to samo. Pustki na cmentarzach są plusem, ale nie pali się zniczy, więc nie ma tej cudnej wieczornej łuny, nie ma tego ciepła, nie ma zapachu palących się zniczy. I tak sobie myślę, że te nasze oświetlone cmentarze są dużo ciekawsze od tutejszych przebierańców.


Postanowiłam  odwiedzić pobliski cmentarz z moimi dziewczynkami. Droga prowadzi przez cudny park. Miałam więc czas, by poopowiadać Hani o porach roku, o przemijaniu, o cmentarzu oraz o tym, kim są święci. Nie są to łatwe tematy... pozostało na tym, że Święty, to ten, który po prostu kocha Boga i Go słucha... A, że dodatkowych pytań "dlaczego...?" było tak dużo, delikatnie przekierowałam rozmowę na jesień, na tamte dyskusje przyjdzie jeszcze czas...



W domu na parapecie jest już stos liści, a tu po drodze jeszcze tyle pięknych... Kieszenie zostały ponownie wypełnione...








Park naturalnie przechodzi w cmentarz. Oddziela go tylko niski kamienny murek. Zastanawiam się czasem, co też myślą sobie biegające tutaj ludzie, czy go w ogóle zauważają?


Jak pisałam kiedyś w odrębnym poście, cmentarz jest dla mnie szczególnym miejscem. To kościół powinien sprawiać odczuwanie tego wrażenia, że Bóg jest teraz i tutaj, i sprawia, ale nie zawsze, tymczasem cmentarz zawsze wprowadza mnie w ten mistyczny świat. I nie ma tu fascynacji śmiercią, bardziej ludzką duszą... poszczególnymi ludzkimi historiami.


Na cmentarzu dzieje się więcej niż byśmy się spodziewali, ma on również i swoich żywych mieszkańców...


... nadmorskie ptaki...


...kruki...


...i wiewiórki...

Czy rozmawianie ze zmarłymi jest dziwne? Czy jest jakimś wykroczeniem? Zawsze, gdy się modlę nad grobami to jest to rozmowa... Moje siostry, babcie i dziadków proszę o opiekę, o wstawianie się u Boga, o to by w niebie pamiętali szczególnie o Asi... A co, jak mi odpowiedzą? Ha, ha... Odpowiadają... czasem się przyśnią, a czasem na moją prośbę, gdy boję się, że budzik nie zadzwoni, obudzą...


Moje dziewczynki już się chyba przyzwyczaiły do naszych cmentarnych spacerów. Tym razem postanowiłam zaryzykować i wyciągnęłam Asię z wózka. Ktoś musiał pchać wózek, więc Hania przejęła moją rolę... Asia dała się prowadzić...



Wspólny spacer najwyraźniej im się spodobał i trwałby dłużej gdyby nie nagła zmiana pogody. Jak to w Anglii bywa, nagle słońce zniknęło, zerwał się wiatr i zaczął padać... grad!!! Schronienie znalazłyśmy w krużganku kaplicy...


Stamtąd oglądałyśmy pobliskie groby. Hania zainteresowana co chwilę pytała: "A co tu pisze?". Opisy grobów tak bardzo różnią się od tych naszych polskich... "A czemu ta pani kochała swojego męża? A czemu za nim tęskni? A gdzie on odszedł? A ile dzieci miał i jak miały na imię?"... Niekończąca się lista pytań... Ale mając w pamięci słowa, niestety zmarłego niedawno Ojca Piotra Lenartowicza, że: "Najgorszą rzeczą jaką rodzice mogą uczynić dziecku, to zabić w nim ciekawość", starałam się na każde odpowiedzieć. Cóż, nic innego do roboty nie miałam, musiałyśmy to chwilowe załamanie pogody przeczekać.




Ale zabrakło zniczy, ciepła, światła...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...