środa, 16 listopada 2011

Rok bez napadów, no prawie...



Tak sobie kiedyś marzyłam o takim dniu..., zastanawiałam się, czy kiedykolwiek nastąpi... Życie wiele razy nas  zaskakiwało, niestety również negatywnie, więc zaczęliśmy z rezerwą podchodzić do naszych oczekiwań względem Asi, patrząc jednak nieustannie w stronę światełka w tunelu. 
I stało się!!!
Dzisiaj mija rok, od kiedy Asia nie ma napadów (prawie rok, bo jakiś taki jeden słabiutki przyplątał się w Wielką Środę, ale ten się nie liczy...) I choć nie ma tortu ani gości (zawsze ktoś może jeszcze do nas wpaść), to nasze serca dziś świętują. Mało tego, Asia przed chwilą powiedziała "mama"... tak długo nie wypowiadała tego słowa, więc tym większa ta nasza radość. Ale tak to już z nią mamy, coś jest, potem zanika, aby w najmniej oczekiwanym momencie powrócić.


2 komentarze:

  1. Bardzo,bardzo bardzo wzruszający blog... pierwszy raz tu jestem,zamyśliłam sie nad swoimi ,,problemami"... życzę wam wszystkim dużo siły,jesteście wspaniali!!

    OdpowiedzUsuń
  2. DZIĘKI, "mamo na puszczy", dodam, że to już prawie dwa lata bez napadów i znowu troszkę do przodu...

    OdpowiedzUsuń